Ostatnie dni, miesiące i lata
ciągnęły się mu znacznie dłużej niż wszystkie poprzednie w jego życiu. Może to
przez wcześniejsze wydarzenia? W każdym razie nikomu ani niczemu nie miał tej
ślamazarności czasu za złe, gdyż najbardziej potrzebował teraz odrobiny spokoju,
czasu na głębszy oddech, uporządkowania bałaganu, który sobie narobił,
podejmując jedną złą decyzję za drugą.
Jednego dnia wrócił do swojego
mieszkania w Warszawie i spakował wszystkie swoje rzeczy do kartonowych pudeł,
niedługo później wystawił ogłoszenie o jego sprzedaży. Dwa dni potem
rozpakowywał z kolei bagaże w nowym lokum na obrzeżach Poznania w towarzystwie
swojego ojca. Nigdy nie spodziewałby się, że jeszcze kiedyś z nim zamieszka,
tym bardziej w tym wieku, a o wiele bardziej go dziwiło, jak dobrze rozmawia mu
się z rodzicielem. Wieczorem, kiedy usiedli przy stole, szczerze powiedzieli
sobie, że na dobre im wyszły te lata rozłąki. Ojciec wydawał się być tego dnia
w wyjątkowo dobrym humorze, natomiast Lambert wtedy jeszcze nie otrząsnął się
po tym, co wydarzyło się między nim a Olą. Nie potrafił nawet zadzwonić do niej
i powiedzieć, że się przeprowadza. Ale poinformował Mirona, więc niewątpliwie
ta informacja trafiła i do niej, ale nie skomentowała jej, nie zadzwoniła, nie
napisała. Nie wiedział, jak nazwać ich relację w tym czasie – byli pokłóceni?
Sam nie wiedział, ale nie czuł do niej żalu, choć go zdenerwowała i zdziwiła
swoim nagłym wybuchem, w gruncie rzeczy miała rację we wszystkim, co
powiedziała.
Przez pierwsze tygodnie miał ochotę
zapuścić korzenie w tym mieszkanku w Poznaniu. Polubił to spokojne miasto i miał
też potrzebę ustatkowania się, znalezienia swojego miejsca w świecie. Nie
chciał już więcej się przeprowadzać ani za granicę, ani inne miejsce w Polsce.
Czuł się dobrze. Nie był samotny. Dobrze zarabiał. Dalej poświęcał się sztuce,
choć nie tak aktywnie jak wcześniej. Zaczął wychodzić z domu, spotykać nowych
ludzi. Poszedł na kilka językowych kursów i tam poznał wielu nowych, nawiązał
trwalsze znajomości. Zaproponowano mu zrobienie wystaw, potem własnego kursu
fotograficznego. Zgodził się i poznał kolejnych. Namówił ojca na podróż na
Węgry ze zorganizowaną grupą, ostatecznie przekonując go zwiedzaniem winiarni.
Tam również znalazł bliskie mu osoby. Nigdy by nie podejrzewał, że tak będzie
wyglądać jego życie.
Nie udało mu się jedynie zapchać
pustki, którą powinna wypełniać partnerka, kobieta, obok której kładł by się
spać i obok której by się budził każdego dnia. Chciał wierzyć, że jeszcze nie
wszystko stracone. Jakaś mogłaby chcieć go z wyrachowania, ciągle dobrze się przecież
trzymał, miał pasje i prace jednocześnie, więc właściwie mógłby wybierać. Między
młodszymi i starszymi – ciągle oglądał się za tymi młodszymi bez wielkiego
bagażu doświadczeń. Ostatnim, czego by chciał od kobiety, to kolejny ciężar
wspomnień, który by na niego przeszedł, bo nie potrafiłby ignorować problemów partnerki. Myśląc o nich, czasami w głowie widział
Olę, ale szybko te wizje odganiał. Choć to dziewczyna zaprawdę urzekająca, nie
odpowiednia dla niego, ale odpowiednia dla kogoś innego.
Bo czy Mironowi i Oli mogło wieść
się inaczej niż dobrze? Lambert nie zerwał z nimi kontaktu, a z Mironem
współpracy i widywali się mniej więcej raz na miesiąc. Pół roku zajęło wrócenie
do normalnego stanu rzeczy, do tego sprzed wyjazdu do Tokio. Wszyscy dzielnie
znieśli chwile niezręcznego milczenia, zmieszanych spojrzeń, setek pytań zadawanych
Oli przez Lamberta, na które ona nie odpowiadała. Do tej pory nie dowiedział
się, dlaczego wtedy nagle zniknęła i zapewne już się nie dowie – oboje prawie o
tym zapomnieli, a Miron nigdy się nie dowiedział.
Minęły cztery lata, a on stał się
innym człowiekiem. Nie zupełnie innym, bo nigdy nie pozbędzie się do końca
swojej zgryźliwej, cynicznej natury, ale na pewno zyskał wiele dzięki
dziesiątkom radykalnych zmian. Niedawno, można powiedzieć, znalazł i kobietę:
młodszą o dwa lata, piękną i mądrą, zarówno do tańca jak i do różańca. W ciągu
kilku miesięcy przeżył z nią więcej niż z kimkolwiek innym, a z początku nawet
nie zamierzał ciągnąć tej relacji, a liczył tylko na przygodny seks na domówce
u dobrego znajomego. Wyszło jednak zupełnie inaczej, bo zwyczajnie nie mógł
przestać o niej myśleć – o jej zadziorności, bystrym błysku w oku, boskim
ciele, swoistym spokoju wymalowanym na twarzy. Drugą wspólną noc spędzili na
Mazurach nad jeziorem, podziwiając gwiazdy. Przynajmniej z początku. Wtedy Lambert
czuł się naprawdę szczęśliwy i spełniony, jednocześnie modlił się, by nie
zepsuć tego, co udało im się razem stworzyć.
A co z Olą i Mironem? Z początku wszystko
miało zostać, tak jak Lambert to pamiętał. Dziewczyna poszłaby na studia na
anglistykę, a Miron wiódłby dalej swoje życie, biorąc wszelakie zlecenia jak
freelancer. Wywróciło się to jednak do góry nogami, gdy niedługo po maturach okazało się,
że Ola jest w ciąży. Żadne z nich, co prawda, tego nie planowało, po chwili
szoku i strachu została im już tylko radość. Nie mieli wątpliwości po czterech
latach związku, że wytrwają ze sobą następne lata albo nawet całe życie. Razem
z dzieckiem.
Lambert, kiedy się o tym dowiedział,
pierwszy raz od bardzo dawna poczuł naprawdę głębokie wzruszenie. Od razu przyjechał
do Warszawy, żeby im pogratulować. Przez długi czas nie mógł zmieścić tego w
swojej małej głowie. Nie zdziwił go Miron, ale to, że ta drobniutka
dwudziestolatka nosi już pod swoim sercem ich dziecko. Ciągle widział w niej
dziewczynkę, którą trzeba się opiekować i dbać o nią, ale w końcu uświadomiła
mu, że jest dorosła i odpowiedzialna, że nie potrzebuje od niego niczego poza
przyjaźnią, że ma Mirona w każdej ważnej chwili swojego życia. Przyznał jej
rację i przytulił wtedy mocno, jak tego pamiętnego dnia w Tokio. Łzy szczęścia
cisnęły mu się do oczu.
W czerwcu znowu przyjechał ze swoją
już partnerką, Klarą, w to samo miejsce na Mazury. Rozbili sobie namiot i
położyli się w tym samym miejscu co dwa miesiące temu i znowu podziwiali
gwiazdy. Trzymał ją za rękę, przeplatał jej palce ze swoimi.
– Kim ona jest dla ciebie? –
wykorzystała chwilę milczenia, gdy Lambert opowiadał o Oli i Mironie.
– Sam nie wiem... – Zamilkł na
chwilę. – Nie jest jak przyjaciółka... Bardziej jak córka. Nie chcę jej
uznania, sympatii, chcę się o nią troszczyć, nawet jeżeli ona tego nie chce.
Byle była bezpieczna i szczęśliwa.
– To... nawet urocze – stwierdziła,
patrząc na niego z boku. – Pewnie byłbyś świetnym ojcem, skoro potrafisz tak
dbać o kogoś, z kim nawet nie jesteś spokrewniony.
– Sugerujesz coś? – Zaśmiał się.
– Może...
Klara uśmiechnęła się i złożyła
kolejny pocałunek na miękkich wargach ukochanego bruneta.
♦♦♦
I tak właśnie historia dobiegła końca. Przyznam, że nie wyszła na tyle dobrze, jak zakładałam na początku i po prostu pod koniec zaczynałam się z nią męczyć. Teraz wiem przynajmniej, że obyczajówki nie są moją mocną stroną i lepiej skupić się na fantastyce. Jestem w trakcie pisania paru opowiadań, więc na pewno prędzej czy później znowu zacznę coś publikować.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy dotrwali do końca ;)