Tekst

Czym jest teraz sztuka? Kim są artyści? Dlaczego potrzebujemy sztuki? I dlaczego artyści potrzebują... siebie?
Młoda dziewczyna z twórczym potencjałem w dość nieprzyjemnych okolicznościach spotyka doświadczonego życiem mężczyznę, którego dzieła są równie gorzkie i ciemne jak on sam. A życie staje się gorzkie i ciemne, gdy zajmujemy się równie paskudnymi sprawami. Czy dwie osoby z zupełnie innych światów odnajdą nić porozumienia? Czy pokazanie najgorszych stron swoich umysłów pomoże, czy tylko odstraszy?

Menu

czwartek, 8 czerwca 2017

Rozdział 13


Gdy następnego pięknego dnia w Tokio otworzył oczy, zobaczył ją na swoim łóżku w drugim końcu apartamentu. Małą, mokrą i zziębniętą. Wyskoczył z pościeli jak oparzony, zapomniał nawet o tym, że ma na sobie tylko bokserki i pokazał jej się półnago. Podbiegł do niej i bez żadnego pozwolenia złapał ją w ramiona. To był ich pierwszy tak bliski kontakt ciał. Nigdy się nie dotykali, żadnych nawet niewinnych gestów.
Dziewczyna mocno się wtuliła w jego nagi tors, mocząc go świeżym deszczem, a kilka łez spłynęło jej po policzkach i spadło na jego ramiona. Mężczyzna wysoko podniósł ją w przypływie radości i ulgi, ciągle mocno do siebie tuląc. Jemu też łzy cisnęły się do oczu, ale nie miał ochoty się nimi zamartwiać. Męski honor stał się w obliczu jej powrotu zupełnie nieistotny.
Odstawiwszy ją z powrotem na ziemię, począł całować po twarzy: w policzki, czoło, brodę, nos, powieki... Cały czas przypadkiem nie mógł natrafić na jej usta.
– Gdzieś ty była? – zapytał cicho, jakby bojąc się, że donośniejszy ton ją spłoszy.
Dziewczyna nic mu nie odpowiedziała, mocniej tylko zacisnęła ramiona wokół jego klatki piersiowej. Lekko dygotała, ale nie słyszał jej płaczu ani nie widział twarzy. Nie pozwoliła mu bezpośrednio widzieć swojej słabości tak, jak ją niegdyś uczył. W tej chwili tego żałował – chciał zobaczyć jej oczy, wszystko, co w nich chowała, ale nie mógł przez własne, idiotyczne rady. Czuł się, jakby zabił w niej coś ważnego.
Odkleił się od niej i chwycił jej twarz w dłonie. Ola spuściła wzrok.
– Powiesz mi, co się stało? Nic ci nie jest? – dopytywał z nienaturalną dla siebie cierpliwością i poruszeniem. – Albo komuś innemu? Nie wiem... Mironowi? Komukolwiek?
Na dźwięk imienia ich przyjaciela zadrżała, a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie. Lambert pomyślał, że cały incydent może przynajmniej w części wiązać się z jego młodszym współpracownikiem, a o cokolwiek chodzi Oli, raczej nie powinien o to pytać.
– Jutro wracamy – powiedział. – Zapomnijmy o wszystkim... – Westchnął. – Nikt mi nigdy nie narobił takiego strachu.
– Przepraszam – odezwała się w końcu.
– Już nieważne. Zapomnijmy, zapomnijmy...

          ♦

Mimo że wróciła cała i zdrowa, Lambert cały czas się denerwował. Nie dowiedział się, o co jej chodziło, dlaczego zniknęła na ponad dobę bez słowa. Wzbudziła w nim mnóstwo paskudnych uczuć, a po tym dalej nie mógł się otrząsnąć. Musiał się dowiedzieć, co się z nią działo, ale najpierw potrzebny był czas. Sama musi wrócić do normalnego stanu, oboje powinni nabrać dystansu.
Chociaż wrócili już do Polski, Ola nie przestawała go zaskakiwać. Na lotnisku zapytała, czy nie mogłaby u niego przenocować. Lambert nie zadawał pytań, po prostu się zgodził. Było popołudnie, oboje zmęczeni lotem myśleli tylko o chwili snu. Ona jednak ciągle zachowywała się nieswojo, irytując go tym, że nie zna przyczyny tego stanu. Nie odzywała się, jeżeli nie musiała, patrzyła na niego jakby spode łba, wrogo, całkiem inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Na każde uniesienie jego głosu mocno, choć na krótko, krzywiła się na twarzy. Wcześniej wydawałoby się, że to dla niej nic dziwnego, że się przyzwyczaiła do tego, jaki jest.
Może cały problem leży we mnie?, myślał Lambert.
Kiedy oboje znaleźli się w jego mieszkaniu, atmosfera nie należała do przyjemnych. Mężczyzna zrobił im coś na szybko do jedzenia, napisał do Mirona, że już wrócili, tak jak wcześniej mu obiecał i, chcąc uwolnić się od kłopotliwego towarzystwa dziewczyny, poszedł wziąć prysznic. Wyszedłszy z łazienki, zobaczył, jak dziewczyna opiera się o bok szafy na książki i patrzy w jego stronę. Jej oczy wyrażały wtedy tak wiele na raz, że nie mógł tego pojąć. Spoglądał na nią przez chwilę w ciszy, nie umiejąc odezwać się słowem ani zrobić czegokolwiek. Zamurowało go.
– Zrozumiałam coś w końcu – zaczęła, biorąc głęboki oddech. Głos miała twardy, jakby nie był jej.
– Co zrozumiałaś? – Zrobił niepewny krok w przód.
– Ciebie... Wszystko, co mówiłeś i czego nie powiedziałeś. – Gwałtownie odepchnęła się od szafy i podeszła do niego z wyrazem zaciętości na twarzy. – Że dla mnie ani dla Mirona nigdy nie byłeś sobą. Wmawiałeś nam, że przez sztukę uciekasz od siebie. Ja myślę, że już dawno uciekłeś i nawet nie zdążyliśmy poznać człowieka, od którego uciekałeś. Kim ty jesteś i czemu nigdy nie bywasz sobą? Potrafisz tak pięknie uczyć, a sam jesteś nikim.
Ola wzięła głęboki oddech, znowu obdarowała go nieprzyjaznym spojrzeniem i wycofała się na poprzednie miejsce, zwiększając między nimi chłodny dystans. Lambertowi wrosło ciśnienie, ale starał się tego nie okazywać. Zaskoczył go taki nagły wylew słów. Wiedział, że nie skończyła mówić, więc posłał do niej wyzywające spojrzenie i czekał.
– Wstydzisz się... Udajesz kogoś innego, bo wiesz, że nikt by cię nie zaakceptował, ale nie wiem, czy zauważyłeś, ale inny też jesteś sam. Z nas zrobiłeś tylko narzędzia do swojej pracy, którą wzniosłeś ponad wszystko i mówisz sobie, że tak ma być. Aż boli mnie na ciebie patrzeć. Z początku nie wydawałeś się taki, dopiero po czasie...
– ...mnie znienawidziłaś?
– To już ty powiedziałeś.
Dziewczyna oparła się ciężko o szafę i spuściła w końcu z niego wzrok. On oddychał głęboko, czując w sobie obrzydliwą mieszankę wściekłości i rozpaczy. Nie widział, co pierwsze na niego wpłynie, ale czuł w sobie, że to nieuniknione i nie da rady dłużej ze sobą walczyć.
– Wiesz, kiedy to zrozumiałam? Wczoraj. Wtedy, gdy zobaczyłam, że ciebie naprawdę coś może obchodzić. Nie powstrzymywałeś się przed niczym chyba po raz pierwszy, nie okłamywałeś siebie ani mnie... – Spojrzała na zaciskające się pięści Lamberta. – Po co to wszystko?
Mężczyzna zamknął na chwilę oczy i głośnym oddechem starał się uspokoić.
– Chyba nie oczekujesz, że zacznę ci się teraz zwierzać? – powiedział najspokojniej, jak umiał, ale nie bez złości podszytej kpiną. Coś w środku usilnie chciało wyprzeć wszystko, co powiedziała.
– Wszystko mi jedno.
Ola przełknęła głośno ślinę i, zabrawszy swoją walizkę z podłogi, opuściła jego mieszkanie. Chciała już nigdy tam nie wrócić.

2 komentarze:

  1. Nie wiem, co tej Oli po głowie chodzi. Czemu uciekła? Gdzie poszła? Co się stało?
    I te jej relacje z Lambertem. Skąd te łzy i tyle złości? Przecież wiedziała, jaki on jest i w co gra. Zgodziła się na to wszystko i teraz ma pretensje? Bo co? Bo raz pokazał, że jednak potrafi się o kogoś bać i troszczyć? Zupełnie jej nie rozumiem. Wydawało mi się, że jest szczęśliwa z Mironem.
    Jestem ciekawa, co dalej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie jak jak Mocca dziwię się zachowaniu Oli; uciekła w środku nocy w nieznanym mieście i kraju. Z początku, kiedy poprosiła go, o to, czy może u niego przenocować, myślałam, że coś się stało jej rodzicom, że mieli wypadek i zginęli, czy coś, ale moje przypuszczenia okazały się błędne. Chodziło po prostu o Lamberta.
    Odbieram to tak, że ona wystraszyła się, że Lambert troszczy się o nią i Mirona w sumie też, a to ją wystraszyło. Ale czemu? Oboje są artystami, a artyści mają swoje światy i na swój sposób czują i pojmują (sama tak troszku mam...heh). Czyżby Ola wolała tego zimnego, otoczonego aurą tajemniczości mentora? A może po prostu chodzi jej o to, że Lambert wstydzi się pokazywać tych uczuć i... Na Anioła, nie wiem, jak to powiedzieć... Ola jest zła na niego, bo w Tokyo zobaczyła jego prawdziwego. Troskliwego. A wcześniej był po prostu zimny, swoją twórczość stawiał na piedestale i tak żył, żyje, będąc przekonanym, że postępuje właściwie.
    Sądzę, że Ola spotkała się z dwoma Mironami, a tego drugiego spotkała po raz pierwszy i zobaczyła jak bardzo różni od siebie są, że jeden pięknie uczy - "zna teorię", a drugi taki jest - "stosuje ją w praktyce".
    Mam nadzieję, że wiesz, co chciałam powiedzieć :)
    Anielski rozdział!!!!!! Czekam na następny :D

    Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
    cieniste-senne-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Aveline Gross (Land Of Grafic)