Gdy następnego pięknego dnia w Tokio
otworzył oczy, zobaczył ją na swoim łóżku w drugim końcu apartamentu. Małą,
mokrą i zziębniętą. Wyskoczył z pościeli jak oparzony, zapomniał nawet o tym,
że ma na sobie tylko bokserki i pokazał jej się półnago. Podbiegł do niej i bez
żadnego pozwolenia złapał ją w ramiona. To był ich pierwszy tak bliski kontakt
ciał. Nigdy się nie dotykali, żadnych nawet niewinnych gestów.
Dziewczyna mocno się wtuliła w jego
nagi tors, mocząc go świeżym deszczem, a kilka łez spłynęło jej po policzkach i
spadło na jego ramiona. Mężczyzna wysoko podniósł ją w przypływie radości i
ulgi, ciągle mocno do siebie tuląc. Jemu
też łzy cisnęły się do oczu, ale nie miał ochoty się nimi zamartwiać. Męski
honor stał się w obliczu jej powrotu zupełnie nieistotny.
Odstawiwszy ją z powrotem na ziemię,
począł całować po twarzy: w policzki, czoło, brodę, nos, powieki... Cały czas
przypadkiem nie mógł natrafić na jej usta.
– Gdzieś ty była? – zapytał cicho,
jakby bojąc się, że donośniejszy ton ją spłoszy.
Dziewczyna nic mu nie odpowiedziała,
mocniej tylko zacisnęła ramiona wokół jego klatki piersiowej. Lekko dygotała,
ale nie słyszał jej płaczu ani nie widział twarzy. Nie pozwoliła mu
bezpośrednio widzieć swojej słabości tak, jak ją niegdyś uczył. W tej chwili
tego żałował – chciał zobaczyć jej oczy, wszystko, co w nich chowała, ale nie
mógł przez własne, idiotyczne rady. Czuł się, jakby zabił w niej coś ważnego.
Odkleił się od niej i chwycił jej
twarz w dłonie. Ola spuściła wzrok.
– Powiesz mi, co się stało? Nic ci
nie jest? – dopytywał z nienaturalną dla siebie cierpliwością i poruszeniem. –
Albo komuś innemu? Nie wiem... Mironowi? Komukolwiek?
Na dźwięk imienia ich przyjaciela
zadrżała, a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie. Lambert pomyślał, że cały
incydent może przynajmniej w części wiązać się z jego młodszym
współpracownikiem, a o cokolwiek chodzi Oli, raczej nie powinien o to pytać.
– Jutro wracamy – powiedział. –
Zapomnijmy o wszystkim... – Westchnął. – Nikt mi nigdy nie narobił takiego
strachu.
– Przepraszam – odezwała się w
końcu.
– Już nieważne. Zapomnijmy,
zapomnijmy...
♦
Mimo że wróciła cała i zdrowa,
Lambert cały czas się denerwował. Nie dowiedział się, o co jej chodziło,
dlaczego zniknęła na ponad dobę bez słowa. Wzbudziła w nim mnóstwo paskudnych uczuć, a po tym dalej nie mógł się
otrząsnąć. Musiał się dowiedzieć, co się z nią działo, ale najpierw potrzebny
był czas. Sama musi wrócić do normalnego stanu, oboje powinni nabrać dystansu.
Chociaż wrócili już do Polski, Ola
nie przestawała go zaskakiwać. Na lotnisku zapytała, czy nie mogłaby u niego
przenocować. Lambert nie zadawał pytań, po prostu się zgodził. Było popołudnie,
oboje zmęczeni lotem myśleli tylko o chwili snu. Ona jednak ciągle zachowywała
się nieswojo, irytując go tym, że nie zna przyczyny tego stanu. Nie odzywała
się, jeżeli nie musiała, patrzyła na niego jakby spode łba, wrogo, całkiem inaczej
niż kiedykolwiek wcześniej. Na każde uniesienie jego głosu mocno, choć na
krótko, krzywiła się na twarzy. Wcześniej wydawałoby się, że to dla niej nic
dziwnego, że się przyzwyczaiła do tego, jaki jest.
Może
cały problem leży we mnie?, myślał Lambert.
Kiedy oboje znaleźli się w jego
mieszkaniu, atmosfera nie należała do przyjemnych. Mężczyzna zrobił im coś na
szybko do jedzenia, napisał do Mirona, że już wrócili, tak jak wcześniej mu obiecał
i, chcąc uwolnić się od kłopotliwego towarzystwa dziewczyny, poszedł wziąć
prysznic. Wyszedłszy z łazienki, zobaczył, jak dziewczyna opiera się o bok
szafy na książki i patrzy w jego stronę. Jej oczy wyrażały wtedy tak wiele na
raz, że nie mógł tego pojąć. Spoglądał na nią przez chwilę w ciszy, nie umiejąc
odezwać się słowem ani zrobić czegokolwiek. Zamurowało go.
– Zrozumiałam coś w końcu – zaczęła,
biorąc głęboki oddech. Głos miała twardy, jakby nie był jej.
– Co zrozumiałaś? – Zrobił niepewny
krok w przód.
– Ciebie... Wszystko, co mówiłeś i
czego nie powiedziałeś. – Gwałtownie odepchnęła się od szafy i podeszła do
niego z wyrazem zaciętości na twarzy. – Że dla mnie ani dla Mirona nigdy nie
byłeś sobą. Wmawiałeś nam, że przez sztukę uciekasz od siebie. Ja myślę, że już
dawno uciekłeś i nawet nie zdążyliśmy poznać człowieka, od którego uciekałeś.
Kim ty jesteś i czemu nigdy nie bywasz sobą? Potrafisz tak pięknie uczyć, a sam
jesteś nikim.
Ola wzięła głęboki oddech, znowu
obdarowała go nieprzyjaznym spojrzeniem i wycofała się na poprzednie miejsce, zwiększając
między nimi chłodny dystans. Lambertowi wrosło ciśnienie, ale starał się tego
nie okazywać. Zaskoczył go taki nagły wylew słów. Wiedział, że nie skończyła mówić, więc posłał do niej wyzywające
spojrzenie i czekał.
– Wstydzisz się... Udajesz kogoś
innego, bo wiesz, że nikt by cię nie zaakceptował, ale nie wiem, czy
zauważyłeś, ale inny też jesteś sam. Z nas zrobiłeś tylko narzędzia do swojej
pracy, którą wzniosłeś ponad wszystko i mówisz sobie, że tak ma być. Aż boli
mnie na ciebie patrzeć. Z początku nie wydawałeś się taki, dopiero po czasie...
– ...mnie znienawidziłaś?
– To już ty powiedziałeś.
Dziewczyna oparła się ciężko o szafę
i spuściła w końcu z niego wzrok. On oddychał głęboko, czując w sobie
obrzydliwą mieszankę wściekłości i rozpaczy. Nie widział, co pierwsze na niego
wpłynie, ale czuł w sobie, że to nieuniknione i nie da rady dłużej ze sobą walczyć.
– Wiesz, kiedy to zrozumiałam?
Wczoraj. Wtedy, gdy zobaczyłam, że ciebie naprawdę coś może obchodzić. Nie
powstrzymywałeś się przed niczym chyba po raz pierwszy, nie okłamywałeś siebie
ani mnie... – Spojrzała na zaciskające się pięści Lamberta. – Po co to wszystko?
Mężczyzna zamknął na chwilę oczy i
głośnym oddechem starał się uspokoić.
– Chyba nie oczekujesz, że zacznę ci
się teraz zwierzać? – powiedział najspokojniej, jak umiał, ale nie bez złości
podszytej kpiną. Coś w środku usilnie chciało wyprzeć wszystko, co powiedziała.
– Wszystko mi jedno.
Ola przełknęła głośno ślinę i,
zabrawszy swoją walizkę z podłogi, opuściła jego mieszkanie. Chciała już nigdy
tam nie wrócić.
Nie wiem, co tej Oli po głowie chodzi. Czemu uciekła? Gdzie poszła? Co się stało?
OdpowiedzUsuńI te jej relacje z Lambertem. Skąd te łzy i tyle złości? Przecież wiedziała, jaki on jest i w co gra. Zgodziła się na to wszystko i teraz ma pretensje? Bo co? Bo raz pokazał, że jednak potrafi się o kogoś bać i troszczyć? Zupełnie jej nie rozumiem. Wydawało mi się, że jest szczęśliwa z Mironem.
Jestem ciekawa, co dalej.
Pozdrawiam!
Podobnie jak jak Mocca dziwię się zachowaniu Oli; uciekła w środku nocy w nieznanym mieście i kraju. Z początku, kiedy poprosiła go, o to, czy może u niego przenocować, myślałam, że coś się stało jej rodzicom, że mieli wypadek i zginęli, czy coś, ale moje przypuszczenia okazały się błędne. Chodziło po prostu o Lamberta.
OdpowiedzUsuńOdbieram to tak, że ona wystraszyła się, że Lambert troszczy się o nią i Mirona w sumie też, a to ją wystraszyło. Ale czemu? Oboje są artystami, a artyści mają swoje światy i na swój sposób czują i pojmują (sama tak troszku mam...heh). Czyżby Ola wolała tego zimnego, otoczonego aurą tajemniczości mentora? A może po prostu chodzi jej o to, że Lambert wstydzi się pokazywać tych uczuć i... Na Anioła, nie wiem, jak to powiedzieć... Ola jest zła na niego, bo w Tokyo zobaczyła jego prawdziwego. Troskliwego. A wcześniej był po prostu zimny, swoją twórczość stawiał na piedestale i tak żył, żyje, będąc przekonanym, że postępuje właściwie.
Sądzę, że Ola spotkała się z dwoma Mironami, a tego drugiego spotkała po raz pierwszy i zobaczyła jak bardzo różni od siebie są, że jeden pięknie uczy - "zna teorię", a drugi taki jest - "stosuje ją w praktyce".
Mam nadzieję, że wiesz, co chciałam powiedzieć :)
Anielski rozdział!!!!!! Czekam na następny :D
Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
cieniste-senne-marzenia.blogspot.com