Trzy dni później oboje siedzieli w
opłaconym samolocie pierwszej klasy. Ola nie spodziewała się, że nawet nie
będzie musiała specjalnie przekonywać rodziców do tego wyjazdu. Wyglądali na
bardzo ucieszonych, że ich córka będzie pozować do znanego azjatyckiego magazynu.
Początkowo patrzyli podejrzliwie na Lamberta, ale gdy ten pokazał im przesłaną
umowę i nakłamał, że ma żonę, nie mieli już wątpliwości. Lambert stwierdził, że
mają duże parcie na sławę i pieniądze, ale jednocześnie wyraził swoją aprobatę
dla niej, że nie ma podobnego systemu wartości, a wręcz przeciwnie. Przy pracy
z nim i Mironem, podobnie jak oni, posługiwała się pseudonimem, który nikomu
nie mógł nic mówić. W dodatku nie brali pieniędzy za swoją pracę, chyba że ktoś
zechciał być ich sponsorem i wspierać to, co robili, najczęściej przesyłając im
różne sumy pieniędzy przez strony internetowe stworzone do takiego wspierania
artystów. Wpływ patronów był zauważalny przy każdym kolejnym projekcie.
Nadambitność Lamberta także przynosiła coraz to lepsze efekty.
W dniu wyjazdu mężczyzna wydawał się
trochę nieswój. Ola to zauważyła – jego rady w odgadywaniu uczuć innych, których jej kiedyś udzielił, stały się do tego kluczem w wielu życiowych sytuacjach,
także tego dnia. Czarnowłosy był mniej pewny siebie i swojej wartości,
denerwował się, tarł sztywno ręce, jego typowe wygadanie zastąpiło lakoniczne odpowiadanie pół-zdaniami na zadane pytania, gdzie mógłby przecież wiele
powiedzieć. Obserwowała go przez całe godziny lotu do Tokio. Taki widok należał
nie tylko do dziwnych, ale i niepokojących. Każdy ruch, który nie
wpasowywał się w kanon jego nietypowości, uznawała za podejrzany. Działo się
jakby coś złego, niedobrego.
– Wszystko w porządku? – zapytała w
końcu po upływie kilku godzin spędzonych na obserwowaniu jego zachowań.
Lambert spojrzał na nią
podejrzliwie, trochę niepewnie.
– Tak, tak. Jestem tylko
zdenerwowany.
To na pewno nie to, jednak już o
więcej nie pytała. Wiedziała, że nie udzieli odpowiedzi, jeżeli będzie zbyt natrętnie
o to wypytywać.
Ola zaczęła się denerwować dopiero,
gdy wylądowali w centrum Tokio. Po chwili jednak uspokoił ją gwar wielkiej,
przeludnionej metropolii. Na parkingu przed lotniskiem czekał na nich czarny,
długi samochód – limuzyna obstawiona przez panów w czarnych garniturach, którzy
wzięli ich bagaże i otworzyli im drzwi. Takiego widoku ich warszawskie oczy
jeszcze nie widziały. Lambert był wręcz przyzwyczajony do wszelkich niewygód w
czasie podróży. Po kilku minutach znaleźli się pod wielkim hotelem, gdzie także
otwieranie drzwi i noszenie bagaży nie należało do ich problemów. Ich pokój był
wielki, wysoko położony, z widokiem na dużą część Shibuyi.
Gdy Ola zajęła się bieganiem w kółko
i ekscytowaniem się wszystkim, Lambert zatopił się we własnych, niespokojnych
myślach. Wziął najbliższe krzesło i usiadł na nim przy oknie. Oparłszy się
łokciem o parapet, podziwiał widoki za oknem i przez chwilę można by pomyśleć,
że wcale nie cieszy się, że jest w tym miejscu, co wiele osób
utożsamiałaby z sukcesem, a wewnętrznie coś go bardzo boli. Rzecz w tym, czy jego troski miały związek
bezpośrednio z Tokio? Wiązała się z nim jakaś nieprzyjemna historia? Tego już
nie wiedziała.
Odrzuciła tę opcję, gdy Lambert
zapytał:
— Idziemy zwiedzać?
♦
Przyszła kolej na sesję zdjęciową. Ich
praca na pierwszy dzień: sesja artystyczna, wbrew pierwszym pozorom nie mająca
nic wspólnego z modą, jednak miał im z jakiegoś powodu towarzyszyć azjatycki
projektant. Polegała na zestawieniu dwóch różnych kobiet na tle slumsów Tokio, gdzie
mieli pójść w towarzystwie ochroniarzy po ukończeniu całych przygotowań. Lambert nie
spodziewałby się nawet, że Tokio może mieć tak fatalne strony, a raczej odrzucał
takie opcje zafascynowany wyglądem znanej dzielnicy miasta, ułożeniem
Japończyków i ich dbałością o wspólne dobro, by nikt nikomu nie musiał się
naprzykrzać. Robił to, co zawsze – dbał,
by zdjęcia wyszły dokładnie takie, jakie powinny być, nie bał się, choć nigdy
nie miał na głowie tak ważnego projektu. Więcej czasu niż na przygotowania
spędził na obserwowaniu Oli, której daleko było do stoickiego spokoju. dopiero
w towarzystwie miłych asystentek, makijażystek i innych osób, z profesji
Lambertowi mniej znanych, zdołała się rozluźnić przy okazji przyjemnych rozmów.
Przy wyjściu spotkali wspomnianego
wcześniej projektanta. Pochodził z Chin, ubrany był, jak na gust Lamberta,
zdecydowanie zbyt krzykliwie, ale stwierdził, że tutaj, tak czy inaczej, to on
jest tym gorzej ubranym i nie znającym się na modzie. Postanowił więc nie
raczyć go niczym oprócz serdecznego przywitania. Cieszył się, że przynajmniej
nikt nie patrzył krzywo na jego prostotę w wyglądzie i ubiorze, czego z początku się spodziewał.
– Wyglądasz jak mały aniołek! –
wykrzyknął Chińczyk na widok Oli w białej, błyszczącej sukni. Dziewczyna na ten
komplement tylko uśmiechnęła się niepewnie, spoglądając na Lamberta. Nie
wiedziała jednak, kto ją uszył.
Istotnie, Ola wyglądała anielsko.
Lambert po cichu się tym zachwycał, zerkając to na ekran włączonej już lustrzanki,
to na nią. Wszystkie inne kobiety wokół były niczym przy niej. Kompletnie nie
pasowała do klimatu slumsów jako mała istotka ubrana w piękną, białą suknię, ale w tych chwilach Lambert nie mógł przestać na nią patrzeć. Czuł też, że zdjęcia,
które dziś zrobi, na długo zostaną w jego pamięci i często będzie do nich
powracał.
Wszystko toczyło się, jak powinno.
Modelkom niczego nie trzeba było powtarzać dwa razy, Ola idealnie odnalazła się
w swojej roli przed kamerą, a Lambert robił jedne z lepszych i ciekawszych
zdjęć w swoim życiu jak do tej pory. A teraz miał już tylko szersze perspektywy!
Z równowagi musiał wyprowadził go
oczywiście projektant między jednym a drugim przyciśnięciem spustu migawki.
Musiał przyjść, pochwalić modelki i niby chciał poprawić leżącą na Oli
sukienkę, jednak było to zamierzone dotykanie jej, co nie uszło uwadze Lamberta,
mimo że wyglądał na bardzo zajętego gmeraniem przy lustrzance. Ręce Chińczyka
kierowały zupełnie nie tam, gdzie przyzwoitość pozwalała.
– Czy mógłby pan zająć się sobą? –
warknął zdecydowanie zbyt donośnie i niesympatycznie. Projektant
wzdrygnął się lekko, zdziwiony nagłym uniesieniem głosu, i oddalił się kilka
kroków, podnosząc dłonie, jakby ktoś chciał do niego strzelać.
Lambert w ten sposób dał wyraz niemal zwierzęcym instynktom. Gwałtowność jednego wyraźnie dała znać drugiemu,
że ona należy do tego pierwszego i nikt nie powinien się do niej zbliżać. Tak też faktycznie czuł to Lambert, jakby
tutaj Ola należała do niego i miał za zadanie zapewnić jej bezpieczeństwo.
Sesję zakończyły gromkie brawa
skierowane w stronę Lamberta i obu modelek. Wszyscy byli zadowoleni z kilku
godzin pracy, którą tego dnia wykonali. Teraz mieli dwa dni na zwiedzenie Tokio
i robienie innych zdjęć okolicy. chcieli poszukać ciekawych miejsc, niekoniecznie
najpopularniejszych zakątków. Na tym upłynął im drugi dzień.
♦
Trzeciego dnia Lambert obudził się w
pustym pokoju. Wszystkie rzeczy Oli leżały na swoim miejscu łącznie z piękną,
biała sukienką, którą oczywiście zatrzymała. Niby wszystko w odpowiednim
porządku, ale jakby pozamieniane. Poczuł, że coś jest kompletnie na opak.
Oli nie było nigdzie w mieszkaniu.
Pomyślał, że może wyszła na chwilę, ale mijały minuty, godzina, dwie, a jej ani
widu, ani słychu, żadnej wiadomości. Telefon zostawiła, więc nie zamierzała
daleko ani na długo wychodzić. Przecież zawsze miała go przy sobie! Mógłby
zadzwonić do niej o czwartej w nocy w weekend i z pewnością by odebrała.
Wybiegł z hotelu i zaczął jej szukać z sercem próbującym się wyrwać z piersi.
Przemieszczał się ulicami, które zwiedzali poprzedniego dnia, pytał ludzi. Wyglądała przecież tak charakterystycznie, zwłaszcza wśród Japończyków, ale
mimo to nikt jej nie widział. Wieczorem
wrócił do hotelu, zajrzał do pokoju, a jej dalej nigdzie nie zobaczył. Zrezygnowany,
zmęczony i głodny poszedł do recepcji i zgłosił zaginięcie. Nie mógł z tym
zwlekać już dłużej, a myślał o tym już od rana.
To jego ostatnia nadzieja. Wrócił do
pokoju i postanowił zdać się na kompetencje tokijskiej policji. Sam, mimo że
nie jadł nic od doby, nie mógł wcisnąć w siebie ani kęsa. Żołądek skręcał mu
się boleśnie, ale niespokojne myśli zatrzymały go w pokoju. Wziął zimny
prysznic i, nie dbając nawet o to, aby się ubrać, rzucił się na łóżko. Zakrył
twarz dłońmi i ostatkiem sił powstrzymał napływające do oczu łzy. Nie wiedział
już nawet, o czym myśleć. Przerobił już w głowie każdy mniej lub
bardziej realistyczny scenariusz. Ola mogła mieć znowu tego fatalnego pecha, że
ktoś ją pobije, skrzywdzi. W Polsce znano ją jako córkę biznesmenów,
milionerów, w Japonii poznawano jako egzotyczną, młodziutką modelkę. Mogła
okazać się łatwym łupem.
Ta dziewczyna była niesamowita.
Chyba nikt nigdy nie wzbudził w nim tak silnych, gwałtownych emocji. Nigdy o
nikogo się tak nie bał jak o nią teraz. Nikt nie wywoływał u niego łez
bezradności. Czuł się jakby coś w jego życiu nagle gwałtownie zmieniło kierunek, przyprawiając o zawrót głowy.
Żeby nie wracać do tego, co mogło
jej się przydarzyć, ciągle przywoływał ich ostatnią rozmowę z poprzedniego
dnia.
– Tyle mnie nauczyłeś, Lambert – mówiła – tyle o swoim
rozumienia świata, sztuki. A ja dalej nie umiem odpowiedzieć na najprostsze
pytania. Czym jest sztuka, Lambert?
– Sam tego nie wiem. Dla każdego czymś innym, dla każdego
ma inne znaczenie. Dla mnie jest odskocznią od codziennych zajęć, nawet od
samego siebie. Jest pięknem, zagadką, tym, co najważniejsze i bez czego
człowiek nie może żyć... Tak źle jest być twórcą. Nie można się terapeutyzować
sztuką, wbrew pozorom, to tak nie działa. To droga ku szaleństwu. Czasami czuję
się winny, że wciągnąłem we własne szaleństwo ciebie i Mirona. Oboje byliście
czystymi ludźmi bez trosk. Czasami żałuję. Chyba sztukę powinno się robić tylko
samemu, zniszczyć sobie życie w samotności. Tak, tak powinno być.
– Nikt nie dał mi tak wiele jak ty, Lambert.
– I to mnie boli. Powinnaś natrafić na lepszych, bardziej
wartościowych ludzi w swoim życiu. Takich, którzy nie będą cię krzywdzić...
Emocjonujący rozdział!
OdpowiedzUsuńJestem na 90% pewna, że to ten projektant ją, albo porwał, albo... w tej chwili tylko porwanie wydaje mi się sensowne z jego strony.
Fajnie, że sesja poszła dobrze.
A Lambertowi widocznie bardzo zależy na Oli i nie chodzi jedynie o to, że jak się ona nie znajdzie to Miron i jej rodzice rozszarpią go jak to miał ochotę zrobić z projektantem (czułam, że chciał).
Sądzę też, że ich ostatnia rozmowa miała być jakąś wskazówką, co do zniknięcia Oli, ale nic nie przychodzi mi do głowy...
Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Przyszło mi na myśl nawet, że poszła jedynie szukać inspiracji, albo odnaleźć sztukę w samotności i się zgubiła, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Rozdział był cudny i jak zawsze bardzo podobały mi się opisy emocji :3
Kompletnie nie mam pojęcia, co ja mam napisać i jak skomentować. Wybacz. Mam dziś mega wenę, ale na pisanie rozdziału XD
Czekam na następny :3
Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
cieniste-senne-marzenia.blogspot.com
Liczę, że Ola po prostu wyszła gdzieś sama podziwiać widoki. Nie chcę aby jej się coś stało. Lambert też tak czuje. A skoro Lambertowi zależy na dziewczynie równie mocno jak Mironowi to prowadzi do męskiej rywalizacji. Będą kłopoty.
OdpowiedzUsuń