Lambert po raz pierwszy w życiu
naprawdę zakochał się na studiach w czasie pierwszego roku. To nie była miłość
inna niż większość – zwykła, bez robienia przesadnie romantycznych rzeczy jak
śpiewanie ballad pod oknem ukochanej, bez dramatycznych kłótni i tragedii,
które miałyby rozdzielić jego i o rok starszą dziewczynę, którą na co dzień
przychodził oglądać na próbach w teatrze.
Miłość spadła na niego bardzo
gwałtownie, co można by porównywać do artystycznego olśnienia – nie wiadomo
jak, skąd, po co ani co z tym do końca zrobić. Miało to miejsce w ułamku
sekundy, gdy po udanym seksie zdobył się na najczulsze przytulenie, zanurzył
twarz w jej włosach, chłonął nozdrzami lekko cytrynową woń. I pomyślał
wtedy, że mógłby z nią spędzić całe życie, bo właściwie to dlaczego nie? Była
piękna, mądra, utalentowana i nigdy nie przysparzała problemów nikomu.
Nie wszystko jednak mogło pójść tak
pięknie i prosto, a Lambert wcale nie ustatkował się emocjonalnie, jak z początku
pomyślał i sobie wmówił. Wtedy też zaczynał pierwsze poważne projekty na
akademii filmowej w Łodzi. To zdecydowanie najpiękniejszy okres z jego życia i
narodziny artystycznych bogów, którzy chcieli tworzyć coś wielkiego, począwszy
od zdjęć, przez scenariusze, aż po samą reżyserię i wiele innych. Niektórzy jak
Lambert chcieli w ten sposób zmieniać świat, ale w końcu zdawali sobie sprawę,
że ten proces wymaga wielu wyrzeczeń.
I nagle jego miłość do młodej
aktorki zaczęła mu przeszkadzać, łamała dopiero rozwijające się skrzydła,
usilnie chciała sprowadzić na ziemię, rozwiać odważne marzenia. Choć serce mu
krwawiło, musiał ten związek zakończyć i pozwolić innym uczuciom działać. Wtedy
pojawiło się kolejne, którego nigdy nie umiał nazwać, mimo że trwał w nim
każdego dnia przez ponad dwa lata.
Poznał absolwenta swojej szkoły,
który również pałał się reżyserią. Dzieliło ich dziesięć lat różnicy wieku,
jednak Lambert nigdy nie zwracał na to uwagi. Wszystkie szczegóły otaczającego
go świata były niczym przy tym. Zaprzątał mu myśli dniami i nocami, niekiedy
spędzali razem całe dnie i noce, rozmawiając o filmach, literaturze, muzyce,
czasami nawet o sensie życia.
Jak to jest, że siłę spojrzenia
dostrzega się, gdy jest ono zarezerwowane tylko dla nas? Że wystarczy kilka
chwil razem i nie wiadomo, czy jest jasno czy ciemno. Dobrze czy źle. Jak to
jest, że ktoś nas przyciąga, fascynuje i pociąga zupełnie bez wzajemności?
Czasami jednak zdobywamy się, by
wszystko z siebie wyrzucić, wyznać drugiej osobie wszystko, co się do nich
czuje, nawet jeśli nie umiemy tych uczuć nazwać.
Tak zrobił też Lambert. I były to
ich absolutnie ostatnie zamienione słowa. Absolutnie ostatnie spotkanie.
Na taki cios nie był
przygotowany. Na długie miesiące wypełniła go gorycz i poczucie straty chyba
nawet większe jak wtedy, gdy stracił brata. Jego bezpardonowa ciekawość
żałowała, że nigdy nie zaznała ciała tego mężczyzny, choć niekiedy byli siebie
już tak blisko. W okresie uczuciowego rozbicia Lambert chciał poznać męskie
ciało inne niż swoje najdokładniej, jak się dało. Nie udało mu się to jednak i
musiał się z tym pogodzić. Po latach nawet z politowaniem patrzył na swoje
dawne pragnienia.
Od tego czasu nie szukał już
miłości. Studia bardzo go zmieniły, zwłaszcza w strefie uczuć i przestał tak
bardzo potrzebować towarzystwa ludzi. Ograniczył kontakty ze starymi znajomymi,
z paroma wyjątkami, co kilka lat mieszkał w innym kraju, na wakacje wracał do
Polski, również za każdym razem do innego miasta. Polubił samotność, samotne
poznawanie świata i robienie sztuki wszelkiego rodzaju. Odnalazł w tym radość i
satysfakcję, a ludzi trzymał z daleka, aby nie zaszkodzili żadnemu z tych
procesów.
Jednak jeżdżenie po świecie nie było
tak piękne, jak mogłoby się wydawać. W każdym kraju widział rzeczy, które były
bolesne. Niektórych nie zapomniał po kilkunastu latach. Raz nawet ledwo uszedł
z życiem ze strzelaniny w Bostonie. To i inne ciężkie doświadczenia sprawiły,
że stał się gorzki, sceptycznie nastawiony do życia i wrogo do ludzi. Kiedyś
zastanawiał się nad tym, co się z nim stało, ale teraz wszelkie niewygodne
myśli tłamsił w sobie, nierzadko z pomocą alkoholu i papierosów. Przez lata od
jednego i drugiego udało mu się chcąc nie chcąc uzależnić. Zwłaszcza od
papierosów. Palił jak smok i przymykał oko na konsekwencje.
Ostatnio jednak coś wydawało się
zmienić. Ola dość mocno namieszała mu w życiu. Poczuł, że tak będzie, już
wtedy, gdy znalazł ją w tym starym garażu. Osoby, które tak się poznaje, nie
mogą okazać się nieistotne.
Lubił spędzać z nią czas. Wiedział,
że od razu zaskarbił sobie jej szacunek razem z namiastką strachu i nawet
uległości. Czasami bywał dla niej ostry. Nie potrafił nie skrytykować jej, gdy
mówiła, że każdemu człowiekowi należałoby z założenia zaufać i obdarzyć szacunkiem.
Była zbyt czysta, niewinna i naiwna dla tego świata. Martwiło go to i chciał,
aby zmieniła swoje podejście na bardziej trzeźwe i twardo stąpała po ziemi. To
nie proste, ale widział, że jego reprymendy przynoszą skutki. Właściwie nie
wiedział, dlaczego tak usilnie stara się ją „wyszkolić”, dlaczego tak mu zależy.
Wzbudzała w nim bardzo sprzeczne uczucia.
Ciągle widział w niej dziecko: te rozmarzone, lekko zagubione, zielone oczy, zdarzało jej się dziecinnie i
zarazem niezwykle uroczo denerwować. Z jednej strony to go rozczulało, a z
drugiej chciał, by jak najszybciej przestała taka być i w końcu dorosła.
Miałoby to zbawienny wpływ na nią i zapewne zmieniłoby to, co tworzy – stałoby
się lepsze. Nie należała do osób głupich. Bacznie obserwowała świat, ale nie
mogła wyzbyć się swojej naiwności, że z natury wszystko jest dobre, każdy jest
dobry. Żeby się otrząsnąć musiałaby przeżyć porządną szkołę życia. Wiedział, że
to okrutne, ale dla niej jednak jak najbardziej potrzebne.
Czasami zastanawiał się, czy aby na
pewno dobrze robił, odpowiednio o niej myślał. Byli przecież tak rożni jak
żadna inna dwójka ludzi na świecie. Ona – ułożona i porządna, dobrze wychowana
w bogatym domu, gdzie niczego jej nie brakowało, i on – pracowity, choć
niezorganizowany, z paskudnym dzieciństwem, od początku nie miał kompletnie nic
i na wszystko musiał zapracować już jako młody nastolatek.
Miał dziwną potrzebę, by się nią
opiekować, poczuwał to niemal jako obowiązek osoby obecnej cały czas w jej
życiu. Rodziców nigdy przy niej nie było, zajmowali się szczególnie robieniem
kariery, a ją pozostawiali samą sobie. Dziwne, że wolność nie uderzyła jej w
głowę i nie stoczyła się w przypływach młodzieńczej głupoty. Różnica wieku
między nimi była na tyle duża, że właściwie mógłby być jej ojcem, chociaż nigdy
kompletnie się w takiej roli nie widział, czasem tak się wobec niej zachowywał.
Czuł, że musi. Ktoś musi jej pomóc w tym świecie. Albo może coraz bardziej wychodząca
na wierzch samotność mu tak kazała – znaleźć pretekst do stania się nieodłączną
częścią czyjegoś życia.
Lambert to przedziwna postać. Intrygujący w każdym calu.
OdpowiedzUsuńJego postrzeganie życia, miłości... Jest pełen sprzeczności, bo z jednej strony uczucia mu przeszkadzają, za ważniejsze od nich uznaje sukces zawodowy, ale jednocześnie brakuje mu bliskości, a samotność staje się... męcząca? Nawet dla niego. Ciężko mi go rozszyfrować. Ba, nawet jego seksualności pewna nie jestem, bo niby kochał kobietę i był z nią w związku, ale mężczyzna też go pociągał, tylko jeżeli dobrze zrozumiałam, on sam uznał to za błąd? W każdym razie to dziwny człowiek. Zastanawia mnie, jak poradzi sobie z nim Ola, bo w kontaktach z takim człowiekiem jak Lambert trzeba być ostrożnym. On nie powinien na siłę ją zmieniać. Nie rozumiem, czemu tak pragnie wymusić na niej dorosłość, skoro ona jeszcze dzieciakiem prawie jest. Na wszystko przyjdzie pora, nie można tego przyspieszać. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Pozdrawiam!
Lambert jest pełen sprzeczności, masz rację, często po prostu sam się oszukuje, że czegoś nie potrzebuje, np. bliskości. I tak, dobrze zrozumiałaś, Lambert uznał swoje dawne uczucia, zachowania za błąd. Pociąg do mężczyzny był też bardziej wynikiem ciekawości i fascynacji jego osiągnięciami niż jakimś głębszym uczuciem
UsuńPozdrawiam również ;)
Ach ten Lambert. Jest jak mieszanka bieli z czernią, widać szarość i do końca nie wiadomo, którego koloru jest więcej. Jest oschły, wymagający niczym generał w wojsku, skupiony na pracy i taki nieco antyspołeczny, a tutaj nagle się okazuje, że potrafi czuć więcej niż tylko miłość do używek. Opiekuńczy? Zakochany? Całkowicie do niego nie pasuje. Jeśli to co czuje to nie tylko ciekawość do osoby Oli, lecz coś poważniejszego to dziewczyna powinna na niego uważać. Nie wiadomo w którym kierunku ten mężczyzna pójdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Lambert na pewno nie jest całkiem czarny, głównie ze względu na to, jaki był w przeszłości i ile kryje w sobie obecnie, bo tego też jest niemało. Nie da się ukryć, że w każdym istnieje zarówno strefa „cienia”, jak i „światła”, w Lambercie też, więc nazwanie go „szarym” będzie najlepsze.
UsuńRównież pozdrawiam ;)
:O
OdpowiedzUsuńD:
OoO
Ten rozdział był straszny. Dostałam ciarek. Byłam dziś w nocy z przyjaciółkami na maratonie horrorów i grali w kinie "Lekarstwo na życie" (polecam) i to co opisywałaś... nazwę to tak: to co opisywał Lambert właśnie z tym mi się skojarzyło. Zmienić, podporządkować, wyszkolić, aby zobaczyła prawdę i mieć kontrolę. BRRR!!!
Ja się naprawdę zaczynam go bać :{
Jak pisałam pod poprzednim rozdziałem przed chwilą, postrzegam Mirona jako Anioła Stróża, więc mam nadzieję, że obroni biedną Olę.
Lambert jest oczywiście dość "oryginalnym człowiekiem", że tak to ujmę, ale Na Anioła, jest straszny :{ czuć od niego taki... nie chłód, ale bolesny wręcz realizm, spojrzenie - Na Anioła! Nie wiem jak to nazwać. Jest takim mini dyktatorem, działającym po cichu, także nikt nie dostrzega jego dyktatury, a jedynie rozkazy okolone twardą prośbą. Jeju.
Czekam do następnego.
PS: Mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach? Z góry dziękuję :)
Pozdrawiam ciepło i weny :)
cieniste-senne-marzenia.blogspot.com
Lambert faktycznie chciałby w pewien sposób wyszkolić i zmienić Olę, ale nie nazwałabym go jednak jakimś dyktatorem mimo wspomnianego przez Ciebie chłodu i potrzeby kontroli. W jego działaniach i zamiarach jest odrobina troski o dziewczynę – chce, żeby poradziła sobie w życiu. Nie powiem, że się z Tobą całkiem nie zgadzam, bo nie popierałabym jego działań, zbyt mocno ingerują w życie i psychikę drugiego człowieka i to w dodatku niezbyt dobrze poznanego.
UsuńJasne, będę informować ;)
Pozdrawiam
Ahhh, coraz mniej rozumiem Lamberta. Jest wyjątkowy, to trzeba mu przyznać. Ale jest też strasznym dziwakiem...
OdpowiedzUsuńCóż, czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam :)