Tekst

Czym jest teraz sztuka? Kim są artyści? Dlaczego potrzebujemy sztuki? I dlaczego artyści potrzebują... siebie?
Młoda dziewczyna z twórczym potencjałem w dość nieprzyjemnych okolicznościach spotyka doświadczonego życiem mężczyznę, którego dzieła są równie gorzkie i ciemne jak on sam. A życie staje się gorzkie i ciemne, gdy zajmujemy się równie paskudnymi sprawami. Czy dwie osoby z zupełnie innych światów odnajdą nić porozumienia? Czy pokazanie najgorszych stron swoich umysłów pomoże, czy tylko odstraszy?

Menu

czwartek, 2 marca 2017

Rozdział 6


Usiadła na krześle w kuchni w domu. Czuła niebanalną mieszankę zmęczenia, podekscytowania i strachu. Wydarzenia ostatnich kilku godzin nie chciały ułożyć się w spójną i logiczną całość, a im dłużej nad nimi myślała, tym więcej pojawiało się pytań. Serce tłukło jej się przy tym w klatce piersiowej jak po mocnym treningu.. Takie sytuacje znała tylko z książek i filmów, słyszała o nich najwyżej w gazetach i nie budziły one większych emocji, aż sama wpadła w ciąg tajemniczych zdarzeń.
Nie rozumiała, dlaczego ktoś napadł ją i pobił, najprawdopodobniej z zamysłem, by niczego nie była świadoma? Czy napastnicy uważali, że młodziutka gimnazjalistka może mieć przy sobie duże pieniądze? Nie miała – ledwie trochę drobnych i telefon z potłuczoną szybką, której nie zdążyła jeszcze wymienić w serwisie. Dlaczego ją pobito, skoro niezależnie, czego by od niej chciano, nie mogłaby stawić oporu? Nie należała do postawnych osób, a wręcz przeciwnie, nie miałaby dość siły, aby się bronić. Prawdopodobnie mogłaby tylko krzyczeć, wołać o pomoc, co pewnie nawet nie zainteresowałoby ludzi w pobliżu, gdyby w ogóle znalazłby się ktoś na tyle blisko, by ją usłyszeć.
Przeszło jej przez myśl, że sama się o to prosiła. Pomyliła uliczki, tamta wyglądała podejrzanie, zmierzchało, a mimo to nie wróciła, tylko szła dalej, licząc, że zaraz wejdzie na znane tereny. Mogła jedynie się cieszyć, że nic z tego nie pamiętała. Bez wątpienia musiała mocno oberwać parę razy, dalej czuła ból w niektórych miejscach podczas ruchu lub gdy ich dotykała.
Bała się, oczywiście, że się bała. Najchętniej przez jakiś czas nie wychodziłaby wcale z domu, ale była na tyle lekkomyślna, by dać się namówić na kawę z nowo poznanym Lambertem. Po namyśle też uznała to za niebezpieczne: mężczyzna wyświadczył jej, co prawda, ogromną przysługę, ale nie chciał jej zabierać do szpitala ani na policję. Uzasadnił to, ale ona obawiała się, że on nie powinien z jakichś powodów pojawiać się w takich miejscach. Może miał problemy z prawem? Dlaczego on również chodził tymi zazwyczaj pustymi ulicami i ją tam znalazł? Widziała w nim podejrzanego typa, miał dziwny sposób bycia, a chłodne czarne oczy niemal wgniatały w ziemię przy każdym, nawet najkrótszym, kontakcie wzrokowym.
Nie mogła powiedzieć, że go znała – spędziła z nim bardzo niewiele czasu, ale miała pewność, że jego osoba pozostanie w jej pamięci na długo. Był niezwykle charakterystyczny, każdy szczegół w nim: rysy twarzy, delikatne liczne zmarszczki, czarne włosy cały czas w nonszalanckim nieładzie zaczesane za uszy, mimika, niski, lekko chrapliwy głos oraz miękki sposób poruszania się. Zauważyła jednak, że nie zachowywał się za każdym razem tak samo, nie zawsze emanował spokojem. Gdy nocą zapytała go, dlaczego ją śledził, momentalnie się zmienił i twarz co chwilę nieznacznie mu drgała, głos stał się jeszcze niższy, ale już jakby mniej głęboki, pod koszulką widziała napinające się, jakby obronnie, mięśnie, co z kolei powodowało sztywniejsze ruchy. Stres i brak poczucia komfortu na niego wpływał.
Lambert gościł w jej myślach niemal cały czas, od kiedy zostawił ją pod blokiem, do samego wieczora, gdy wzięła się znowu za pisanie i obrabianie zdjęć. W głowie miała ciągle istny chaos, co uniemożliwiało jej tworzenie opowiadań – nie mogła skleić nawet jednego logicznego zdania. Podczas wypisywania kolejnych słów ciągle myślała o nim i nie potrafiła przestać. Ciekawe, co na jej „dzieła” powiedziałby Lambert. Skoro zajmował się montażem filmów, zapewne znał się chociaż trochę na samej fotografii, nagrywaniu, uchwytywaniu najlepszych momentów. Olę zawsze fascynowała zdjęcie jako sztuka, a nie tylko przedstawianie obrazów. Lubiła, gdy miały głębię, drugie dno, mrok i tajemniczość. Zazwyczaj zapewniali to modele odgrywający swoją rolę najczęściej przy pomocy odpowiedniej charakteryzacji lub po prostu ludzie, którym nawet nie trzeba kazać pozować. Samym sobą potrafią opowiedzieć więcej niż wszystko.
Nie miała swoich ulubionych fotografów, zazwyczaj znajdowała poszczególnych twórców w Internecie, najczęściej całkiem przypadkowo, i śledziła ich kolejne poczynania. Tej nocy, przeglądając po kolei różne profile na facebooku, trafiła na jeden, który szczególnie przykuł jej uwagę. Nie należał już do tych początkujących, miał prawie milion obserwatorów, co uważała za naprawdę godną pochwały liczbę. Ten mężczyzna, bo profil nazywał się „Landon Freeman”, miał na swoim koncie kilka krótkich filmików, utwory muzyczne, niektóre wzbogacone o teledyski, grafiki oraz kilka obszernych sesji zdjęciowych. Taki dorobek miał po ponad roku – dobry wynik, biorąc pod uwagę także jakość jego prac, które wyglądały nieprzeciętnie. Ale żeby się o tym przekonać, włączyła już oddzielną stronę artysty, gdzie prezentował się jeszcze ciekawiej. Musiał sporo napracować się nad wyglądem strony. Całość była w ciemnych kolorach. Zobaczyła zakładki opisane po angielsku kolejno: „Biografia”, „Sesje zdjęciowe”, „Filmy”, „Grafiki” i „Współpraca”. Zaczęła od tej pierwszej, zapewne najuboższej w treść: znajdowało się tam tylko zdjęcie człowieka w czarnej masce na tle szarej, zniszczonej, obdrapanej ściany – nie mogła dostrzec niczego szczególnego u tej osoby, a więc mógł nią być dosłownie każdy. Zdjęcie zostało opatrzone krótkimi wersami: „Urodzony dla sztuki” oraz „Napisz”. Po najechaniu na drugi z nich, wyświetlała się mała ramka z polem tekstowym. Ola od razu przełączyła na kolejną zakładkę.
W “Sesjach zdjęciowych” zobaczyła kilka czarno-białych miniaturek, a każda z nich była odnośnikiem do obszerniejszych galerii z całymi sesjami. Każdą z nich łączyło kilka czynników: wszystkie w czerni i bieli, robione w pobliżu ruin starych, często przedstawione w sesji postaci miały na twarzach maski, co gwarantowało im anonimowość. W przeciwnym wypadku podlinkowane zostały strony modeli. Z każdego pojedynczego zdjęcia wiało grozą i dziwnym rodzajem niepokoju , co było zasługą drastyczności większości z nich. Ruiny, krew, nagość, dziwne postaci – to nie był codzienny widok. „Filmy” przedstawiała kilka krótkich, nie mających więcej niż trzy minuty, filmików umieszczonych  na YouTube. Utrzymane zostały w podobnym klimacie, co zdjęcia: ciemna kolorystyka, dziwne miejsca, nietypowy, chaotyczny montaż, psychodeliczna muzyka dopasowana so szybko zmieniających się obrazów. Tam jednak zazwyczaj ukazywał się ciągle tylko jeden mężczyzna w czarnych ubraniach i różnych maskach, niekiedy naprawdę upiornych. Oli przemknęło przez myśl, że nigdy nie chciałaby spotkać na żywo tego człowieka. Za bardzo się obawiała. Zamknęła stronę. Ciągle jeszcze wpatrywała się w pulpit laptopa pogrążona w swoich myślach. Dałam się omamić, pomyślała. Dokładnie o to mu chodziło, o wzbudzenie ciekawości, niepokoju, może nawet strachu. Jego metody, jakiekolwiek by wymienić, działały genialnie.
Po zamknięciu laptopa zajęła się kolejną codzienną czynnością, jaką była nauka, której zawsze uspokajała nieco jej myśli.

   ♦♦♦

Przez chwilę przyglądał się obłoczkowi dymu unoszącemu się ku sufitowi. Słyszał, jak Miron przewraca co chwilę kartki. Przez dłuższy czas się nie odzywał. Chłopak był mocno skupiony , co rzadko się zdarzało, a on nie chciał tego psuć. To w takich momentach Miron wpadał na najlepsze pomysły, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy i nie szanował własnego skupienia. Ale Lambert to robił – tyle wystarczało, kiedy razem pracowali.  Inne projekty chłopaka go mniej interesowały, to nie jego sprawa, jak nad nimi pracował. Jako jego współpracownik musiał przystosować się do chociaż części narzuconych mu zasad i Lambert cieszył się, że to robił i nie dyskutował. Zresztą na początku znajomości powiedział mu, ze jeżeli nie pasują mu układy, zawsze może zrezygnować. Nie zrezygnował, a to dla Lamberta znak, że wspólna praca i obdarzanie chłopaka sympatią ma jakiś sens.
– Może coś w stylu danse macabre? Pasowałoby to. Takie jasne i dosadne przesłanie, że nawet najbardziej wpływowych i bogatych ludzi spotyka brzydka, śmierdząca i gnijąca śmierć.
– Jak dla mnie ci najgorsi żyją z daleka od śmierci przez dekady, a młodsi, cudowni ludzie zaciskają pętle na szyjach w wieku trzydziestu lat albo i wcześniej. I tyle mamy z cudnej równości wobec śmierci. Najlepsi chcą umierać zastraszani przez tłustych gnojów z kasą i wpływami.
– Zawsze znajdziesz dziurę w całym – żachnął się Miron.
– To moja specjalność, zawodowa także. Dziura motywuje do jej łatania, szukania nowych rozwiązań. – Lambert wstał ze swojego ulubionego fotela, zaciągnął się mocno papierosowym dymem i wyjrzał za okno na ruchliwe ulice. Teraz pewnie większość wracała z pracy do domu, do rodzin. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił – wpatrywał się tylko w przemijające pojazdy. Miron przez chwilę przewracał kartki, ale potem, jak domyślał się Lambert, zaczął wpatrywać się tylko wnikliwie w jego profil. Mężczyzna uniósł kąciki warg, co nie umknęło uwadze blondyna.
– Wyglądasz dziwnie pozytywnie – stwierdził Miron, nie przestając się mu przyglądać jakby uniesienie warg to tylko początek i zaraz wybuchnie głośno radosnym śmiechem, czego Mironowi nigdy nie było jeszcze dane usłyszeć ani zobaczyć.
– Można tak powiedzieć. – Zgasił papierosa w popielniczce na parapecie i odwrócił się przodem do chłopaka. – Mam dziś spotkanie i liczę, że wypadnę wystarczająco dobrze.
– To ma związek z naszymi filmami?
– Nie. Wtedy podchodziłbym do tego sceptycznie.
– Z kim się spotykasz w takim razie?
– Pozwól mi to zachować dla siebie. Takie wyznanie mogłoby wzbudzić pewne kontrowersje.
– No dobrze. Nie wnikam już. Jeżeli coś z tego spotkania wyjdzie prawdopodobnie i tak się o tym dowiem.
– Niewykluczone.
Lambert usiadł znowu w fotelu i zmrużył oczy, co towarzyszyło głębszemu zastanowieniu.  Nie wiedział, co miałoby wyniknąć ze spotkania z Olą. Tak naprawdę nie liczył na nic spektakularnego, bo prawie nic o niej nie wiedział, poza tym, że była nadzwyczaj urodziwa, a rozmowa z nią nie była nieprzyjemna. Nie zdążył wciągnąć jej w żadną głębszą dyskusję, co z pewnością nadrobi na spotkaniu. Nie zależy mu na bezwartościowej znajomości z jakąś pustą nastolatką, jeżeli takową się okaże. Nie powinien robić sobie w związku z tym zbyt dużych nadziei czy oczekiwań. To ciągle dziecko w dość głupim wieku.
– Panie szefie, może by się pan skupił trochę? – wyrwał go z zamyślenia kpiarski głos Mirona.
– Wybacz. Co masz? – Oparł głowę na dłoni i przyjrzał się z daleka notatkom blondyna.
– Myślę, że przy muzyce, którą mamy, dobrze będzie postawić na najbardziej niepokojący montaż odpowiadający muzyce, żeby wszystko się ładnie zgrało. Uczta dla oczu i uszu, choć może trochę zatrute potrawy na stole podamy.
– Ciekawe porównanie. I pomysł też, ale wiesz, że jedną technikę stosujemy tylko raz. Może tę zostawimy dla szóstki na przykład, tam też jest potencjał.
– Każdy film powinien być równie dobry. Nie wyróżniajmy lepszych projektów, które zasługują na więcej uwagi. Ta nasza, znaczy twoja, wizytówka, że zawsze wszystko jest najlepszej jakości, ale nigdy nie ciągniesz za to kasy od ludzi, nie znajdą u ciebie reklam. Tym się wyróżniasz.
– Nie jestem jedyny, ale mi udało się zdobyć sporą popularność.
– Zasłużyłeś na to – powiedział od razu Miron. – Niewielu znam takich jak ty.
– Dziękuję. – Na twarzy Lamberta pojawił się cień szczerego uśmiechu.


♦♦♦

Przepraszam, ale znowu zdarzyło się spóźnienie z rozdziałem. Pochłonęły mnie obowiązki, nie myślałam wcześniej o rozdziale, a wymagał on paru poprawek. Mam nadzieję, że jednak się podobał ;)

4 komentarze:

  1. Nie szkodzi, że się spóźniłaś. Zdarza się. Rozdział jest ciekawy i pokazuje naprawdę spokojny obraz tego, co wydarzyło się po powrocie Oli do domu. Całkowicie normalne jest to, że dziewczyna nie jest w stanie się skupić na pisaniu i tworzeniu, skoro jej myśli błądzą wokół Lamberta. Za to mężczyzna wydaje się być szczęśliwy, że ponownie ją spotka mimo, że nie do końca wie na co może liczyć. Trochę niepokojący jest profil tego fotografa, którego widziała dziewczyna w necie. Czyżby szykuje się nowy bohater?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział czytało się szybko i lekko, choć nie jestem przekonana co do zachowań Oli po CAŁYM zajściu. I nawet nie chodzi o samo spotkanie Lamberta, a raczej pobicie. No ale każdy inaczej przechodzi swoje stresy, więc nie będę się czepiać. :)
    Już od początku wolę czytać o Lambercie niż o Oli, więc druga część podobała mi się bardziej. I jestem baaaaardzo ciekawa, co mu siedzi w głowie, bo nawiązując do komentarza Leny, to wydaje mi się, a wręcz jestem o tym przekonana, że profil, który przeglądała Ola, to właśnie Lambert.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam witam :3
    Uważam, że Ola powinna się jakoś skontaktować z rodzicami, nie wierzę, że oni sobie nic nie robią z tego, że ich córka się nie odzywa. Jakby nie patrząc, została sama w wielkim mieście i to jeszcze mając 16 lat, każdy rodzic w takiej sytuacji dzwoniłby przynajmniej dwa razy dziennie xd. Wcale jej się nie dziwię, co do uprzedzeń do Lamberta. Jakby nie patrząc, rzeczywiście zabrał ją do domu nie informując policji ani szpitala. To może się wydawać podejrzane, więc podzielam jej obawy. Ogólnie to coraz bardziej podoba mi się jej postać, jest nieprzeciętna i przyciąga uwagę. Oprócz tego wydaje mi się, że dziewczyna jest po prostu sympatyczna! :D
    A Lambert w ogóle wydaje się być podekscytowany całym tym spotkaniem! Skoro już nawet Miron zauważył jego drobny uśmieszek i ,,pogodę ducha", to coś musi być na rzeczy! :D Nawet wydaje mi się, że on bardziej cieszy się z tego spotkania, niż Ola. Chociaż, czemu się dziwić, sam je zainicjował xD
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzice Oli nie należą do tych specjalnie opiekuńczych, raczej nie przejmują się córką, mają swoje sprawy, a spokojnej córce ufają, co w tym przypadku wychodzi i jej, i Lambertowi na lepsze.
      Takie podekscytowanie to u Lamberta raz na dziesięć lat, wiec coś na pewno jest na rzeczy ;)

      Usuń

Aveline Gross (Land Of Grafic)