Zbudziła się kilka godzin później.
Podniosła się do pozycji siedzącej, leniwie przecierając oczy i rozejrzała się
wokół: przez rolety przebijały się promienie wschodzącego słońca, czuła świeży
powiew wiatru świszczącego przez uchylone okna. Nie była u siebie w domu, więc
wydarzenia z kilku ostatnich godzin to nie były wymysły jej bujnej wyobraźni. Ktoś
ją zaatakował, pobił, a potem zabrał ją do domu mężczyzna, który kiedyś
ewidentnie ją śledził i nawet przyznał się do tego, że ją śledził. Przypominała
sobie po kolei wszystko, co ją spotkało i analizowała, próbując wyciągnąć
jakieś mądre wnioski, planując, co teraz powinna, a czego nie powinna zrobić. Nie
ruszała się z miejsca przez prawie pół godziny, bezustannie bijąc się z
myślami, co i tak nie dało zadowalających efektów mimo wysiłku, jaki w to
włożyła. Nie umiała myśleć racjonalnie, najchętniej zakopałaby się z powrotem w
ciepłą kołdrę i zasnęła. Nie chciała jednak nadużywać dobroci Lamberta, musiała
wracać i nie sprawiać mu więcej kłopotów. Mimo że jej pomógł i bezinteresownie zaopiekował
się nią, nie ufała mu do końca – znała go zdecydowanie zbyt krótko i zbyt
dziwna była ich „znajomość”. To dziwny człowiek. Bardzo dziwny człowiek. Do
wysunięcia takiej tezy wystarczyłoby na niego spojrzeć: świdrujące czarne oczy,
w których nie można było rozróżnić źrenic od tęczówek, dziwna choć przystojna
twarz wyrażająca ciągle jedną wielką mieszaninę uczuć, ciężką do określenia
jednym słowem i miękkie ale często gwałtowne ruchy ciała.
Zdała sobie w końcu sprawę, że
marnuje w łóżku zbyt wiele czasu na bezcelowych rozmyślaniach. Odgoniła obraz
Lamberta z umysłu i zrzuciła z siebie pościel, odsłaniając po raz pierwszy swoje
poobijane ciało. Wszędzie miała siniaki i drobne rany zaklejone plastrami. W kącie
pokoju obok szafy na ubrania zobaczyła lustro. Wstała i podeszła do niego. Widząc
rozbitą skroń, skrzywiła się z niesmakiem, z tyłu głowy wyczuła też guza –
prawdopodobnie po tym uderzeniu straciła przytomność.
Dalej miała na sobie tylko bieliznę,
a nie chciała paradować w niej na oczach nieznanego mężczyzny. Na otwartych
drzwiach do łazienki zobaczyła powieszony na haczyku granatowy szlafrok i
pozwoliła sobie go pożyczyć. Był na nią o wiele za duży, jednak wolała czymś
się okryć, zwłaszcza że siniaki nie wyglądały zbyt estetycznie i mocno
kontrastowały z jej jasną skórą. Wiążąc pasek, wyszła z sypialni w poszukiwaniu
mężczyzny. W mieszkaniu panowała niepokojąca cisza. Weszła najpierw do niedużej,
jasnej kuchni, ale nie zastała tam nikogo. Mieszkanie nie było duże, przytulne,
zwłaszcza sypialnia zawalona masą książek, płyt i różnych drobiazgów jak pióra
wieczne i buteleczki z atramentem, grube pliki notatek, albumy ze zdjęciami i
sprzęt fotograficzny. Miało to niezwykle przyjemny klimat. Ostatnim pomieszczeniem
poza sypialnią, kuchnią i łazienką był salon. Miała nadzieję, że Lambert nie
poszedł do pracy i nie zostawił jej samej. Przeszła przez próg i zajrzała do
środka. Pokój nie należał do największych, widziała tam tylko biurko, na którym
leżał laptop oraz kolejny stos papierów. Pod ścianą stała sofa, a na niej leżał
ciemnowłosy mężczyzna, zwrócony do niej tyłem i przykryty cienkim kocem.
Nie chciała go budzić, pewnie nawet
nie minęła ósma, a on przecież zajmował się nią do późna, ale musiała wrócić do
domu. Nie czuła się komfortowo w jego domu, jak intruz, ciągle trochę się go lękała i nie mogła
zignorować tego uczucia. Nigdy nie wiadomo, co człowiek robi z czystej dobroci
serca, a co jest podszyte złymi zamiarami. Śledzenie ludzi jako jedno z
codziennych zajęć również nie wzbudzało zaufania.
Po chwili wahania podeszła do sofy,
nachyliła się nad nim. Usłyszała jego cichy, miarowy oddech. Kiedy spał,
wyglądał całkiem niegroźnie, surowe rysy twarzy mu się wygładziły, czarne oczy
nie mogły jej śledzić zasłonięte powiekami. W przypływie odwagi potrząsnęła nim
lekko za ramię. To wystarczyło, by obudzić go ze snu. Sapnął, poruszył się pod
kocem, przez chwilę sennie unosił powieki, aż w końcu obrócił się i objął ją
wzrokiem. Oczy od razu mu oprzytomniały, przyjęły normalny, bystry wyraz.
– Wybacz, że cię budzę – powiedziała
Ola – ale muszę już iść.
Lambert taksował ją od stóp do głów,
uwagę zwrócił oczywiście fakt, że ubrała jego szlafrok, jednak wydawało mu się
to nie przeszkadzać.
– Pewnie chcesz odzyskać ubrania –
domyślił się. Dziewczyna przytaknęła. – Chodź.
Podniósł się z sofy, zrzucił koc na
oparcie i poprawił jednym ruchem ręki potargane włosy. Do spania ubrał się w
zwykłe czarne dresy i koszulkę tego samego koloru. Ola zastanawiała się, czy
znalazłaby w jego szafie cokolwiek kolorowego.
– Wszystko z tobą dobrze? – zapytał.
– Tak, wszystko w porządku. –
Zmusiła się do sympatycznego uśmiechu.
Lambert
wszedł do łazienki, Ola zaczekała tuż przed progiem. Wyjął z suszarki wszystko,
co w nocy po upraniu udało mu się przerzucić z pralki. Swoje ubrania wrzucił do
kosza obok, a szare spodnie wręczył jej.
– Zaraz dam ci jakąś koszulę.
Szybko wygrzebał z szafy zwykłą
białą koszulę i podał ją jej razem z wieszakiem.
– Wybacz, ale nie znajdę niczego, co
nie sięgałoby ci do połowy ud. No nic… byle byś była ubrana. – Uśmiechnął się sztywno.
– Jesteś głodna?
– Nie chcę ci już robić kłopotów.
– Nie pytam, czy chcesz robić
kłopoty, tylko czy jesteś głodna. Nie krępuj się.
– Szczerze mówiąc, to umieram z
głodu.
– Zaraz coś zrobię.
Zaprosił ją do ciasnej, skromnej
kuchni połączonej z jadalnią czyli małym stołem z dwoma krzesłami. Stare, drewniane
meble przypomniały jej nagle o kuchni jej babci, gdzie czasami przyjeżdżała z
rodzicami na obiady. Miłe skojarzenie sprawiło, że odrobinę się rozluźniła.
– Mieszkasz sam? – zapytała,
rozglądając się po kuchni z minimalnym wyposażeniem.
– Nigdy nie było inaczej. Powiedzmy,
że nie mam szczęścia do ludzi.
– Opowiedz mi coś jeszcze o sobie –
poprosiła, patrząc na jego plecy, gdy przygotowywał jajecznicę.
– Nie wiem, czy jest sens o mnie
cokolwiek mówić. Nie jestem interesującym człowiekiem.
– Wyglądasz całkiem interesująco.
– Co chcesz wiedzieć? Mam
trzydzieści pięć lat, mieszkam tu ponad rok, studiowałem dwa lata informatykę,
potem poszedłem w stronę pasji i zająłem się filmami. Teraz pracuję w domu jako
grafik komputerowy. Ogólnie rzecz biorąc, prowadzę dość spokojne życie, rzadko
wychodzę z domu, dużo czytam, spędzam czas szczególnie w samotności. Ludzie za
mną nie przepadają, zazwyczaj jestem niesympatyczny.
– Naprawdę tak jest? Inni mają cię
za niesympatycznego?
– Naprawdę. Nie chcę cię potem
zawieść, bo zawieranie znajomości to nie moja mocna strona.
Ola już nic nie mówiła. Lekko się
speszyła i spuściła wzrok. W milczeniu zaczekała, aż Lambert poda jajecznicę i
tosty, które szybko przyszykował. Po chwili zaparzył herbatę i postawił przed
nią. Sobie nalał wody z kranu. Podziękowała mu i zabrała się za jajecznicę.
Lambert niczego nie zjadł, wszystko zostawił jej, popijając tylko co chwilę
wodę.
Skończywszy posiłek, spojrzała
badawczo na Lamberta wpatrzonego w obraz za oknem.
– Chyba pora na mnie – powiedziała
niepewnym głosem.
– Oczywiście. Nie będę cię
zatrzymywał, ale pozwól, że zaprowadzę cię do mieszkania. Dla bezpieczeństwa i
mojej spokojnej głowy.
– Dobrze.
Nie potrafiłaby odmówić. Skoro
naprawdę chciał jej pomóc, przypilnować, pozwoliła mu na to. Dużo mu
zawdzięczała. Być może uratował jej życie.
Lambert założył na siebie czarną
skórzaną kurtkę i wyszedłszy z kuchni do przedpokoju, otworzył przed nią drzwi
wyjściowe i przepuścił przodem. Ola powoli schodziła po schodach, czekając, aż
mężczyzna zamknie mieszkanie na klucz. Ciągle podążał za nią, w końcu nie
wiedział, gdzie mieszka. Nieco krępowała się z jego spojrzeniem na plecach i
obecnością tuż z tyłu, niemal deptał jej po piętach. Wolała jednak to niż
patrzenie mu bez przerwy w twarz.
Zatrzymali się pod jej blokiem.
Odwróciła się do niego i spojrzała w oczy.
– Nie wiem, jak mogę ci podziękować.
Uratowałeś mi zdrowie, o ile nie życie. Naprawdę dziękuję.
Na twarzy Lamberta pojawił się cień
uśmiechu, oczy rozbłysnęły tajemniczo.
– Czy mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
– dodała.
– Jeżeli to nie jest zbyt odważna
prośba – zaczął po chwili milczenia– chciałbym spotkać się z tobą na kawie. Co
prawda mówiłem, że nie jestem dobry w nawiązywaniu znajomości, ale nie chcę tej
relacji tak po prostu ucinać.
Ola, nieco zdziwiona jego
propozycją, uśmiechnęła się nieśmiało.
– To żadna randka, tylko zwykłe
spotkanie – dopowiedział Lambert, widząc jej zmieszanie.
– No dobrze – zgodziła się w końcu.
Przez jej twarz przeszedł skurcz niezadowolenia, ale zdołała ukryć go przed
mężczyzną.
– Przyjdę po ciebie jutro o szóstej.
Lambert posłał jej całkiem przyjemny
uśmiech i oddalił się z powrotem w stronę swojego domu.
Jestem niepocieszona... Krótko! Ale całkiem sympatycznie, więc dobrze się czytało. Choć dużo literówek zauważyłam... Jeśli masz betę, to na pewno je wyłapie, a jeśli nie, to przeczytaj na spokojnie jeszcze raz i sama zauważysz. Sama bym Ci powiedziała ale na tel nie lubię tego robić.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, rozdział mi się podobał, a Lambertem nadal jestem zauroczona ^^
Nie mam bety, a rozdział trochę pobieżnie sprawdzany, stąd te literówki. Już dawno poprawione oczywiście.
UsuńRównież ponarzekam na krótkość rozdziału. Za krótko :c
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział bardzo mi się spodobał, jest drugi w rankingu na mój ulubiony rozdział u Ciebie :P
Opisy odczuć Oli w stosunku do Lamberta były, według mnie, bardzo trafne i mega naturalne. Najbardziej spodobało mi się, urzekło mnie jak napisałaś, że nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek robi coś z czystej dobroci serca, a kiedy podszyte jest to złymi zamiarami. Jest to w 1000% prawda, całkowicie się z tym zgadzam.
Ciekawie też opisałaś jak Ola postrzega Lamberta "gwałtowne i miękkie ruchy ciała, czarne oczy, gdzie nie widać różnicy pomiędzy tęczówkami i źrenicą". Szczerze powiedziawszy, to nawet zafascynowało mnie to w jaki sposób ona go postrzega hehe.
Lambert był dość ludzki, że tak powiem w tym rozdziale. Może dlatego mi się tak wydaje, bo cały post praktycznie skupił się na Oli, z czego się ciesze nawiasem mówiąc. Tak zabawnie mnie zszokował, kiedy zaprosił Olę na kawę, zaznaczając, że nie jest to randka. Spotkanie 35-latka z 16-latką mogłoby wyglądać trochę jak spotkanie ojca z córką. Ciekawa jestem, czy zaprosił ją tylko dlatego, że nie chce ucinać znajomości z poznaną w końcu białowłosą, czy też chce poprosić ją o udział w jakimś jego i Mirona (tęsknie za nim :'c )filmie. I bardzo mi się spodobało też, jak powiedział: "odprowadzę cie dla bezpieczeństwa i mojej spokojnej głowy" - zabrzmiał troszkę jak zmartwiony ojciec czy wujek. Ogólnie patrząc, to Lambert jest dość troskliwym czy też przywiązującym się do ludzi człowiekiem. Nie wiem w ilu procentach tak jest, ale na pewno w kilku, owszem :). Da się to wyczuć, a przynajmniej ja tak uważam ;)
Rozdział był bardzo przyjemny w odbiorze i płynnie się czytało :)
Czekam na następny :D
No i na mojego Mirona <3
Zauważyłam jedynie kilka błędów:
"godzin to nie wymysły jej bujnej" - nie jestem pewna na 100% ale wydaję mi się, że powinno być "nie były wymysłami", ponieważ stosujesz czas przeszły. A i tak też lepiej brzmi trochę ;)
"Śledzenie lubi jako jedno z codziennych zajęć również nie wzbudzało zaufania." - a tutaj coś nie gra z szykiem, albo zjadłaś jakiś słówko. Miało być chyba "śledzenie ludzi"? Czy "Śledzenie lubi jako jedno z codziennych zajęć, a to również nie wzbudzało zaufania."?
"pracuję z domu" - wiem, o co chodziło, ale powinno być "w" :)
"Przyjdę po siebie jutro o szóstej." - Lambert musi być naprawdę bardzo samotny skoro umawia się z samym sobą xD "ciebie" nie "siebie" XDD
PS: Jestem zasadniczo na drugim rozdziale Heaven in Black, ale mimo że mam ferie czas tak czy siak, gdzieś mi ucieka :|
Pozdrawiam, weny i inspiracji
sekretna-dusza.blogspot.com
Ech, ja i moje szybkie odpisywanie na komentarze -.-
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał. Zastanawiam się teraz tylko, który zajmuje pierwsze miejsce w Twoim rankingu ;P.
Lambert faktycznie był trochę inni i, jak to nazwałaś, ludzki w tym rozdziale. Określenie go jako zmartwionego ojca/wujka też jest bardzo trafne, takie miał sprawiać tutaj wrażenie. Te cechy są teraz widoczne, ale później będzie to trochę inaczej wyglądało ;)
Pozdrawiam
A ja nie będę narzekać na długość rozdziału, bo akcja, zawarta w nim, była naprawdę ciekawa i warta przeczytania.
OdpowiedzUsuńTo jak zachowują się Ola i Lambert po nocy opieki nad pobitą dziewczyną jest normalną reakcją dwójki ludzi, którzy się nie znają, a mimo to jedno chce pomóc drugiemu. Miło było dowiedzieć się czegoś więcej o mężczyźnie i zaskoczył mnie tym, że chce się spotkać z dziewczyną jeszcze raz i to z własnej woli.
Czekam na kolejny rozdział i nie-randkę bohaterów. Pozdrawiam.
Ciekawa jestem jak będzie wyglądać ich kolejne, normalne, spotkanie.. Obydwoje ciągle są bardzo tajemniczy. Czekam na rozwój historii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
Zwróciłam uwagę, że fajnie dobierasz przymiotniki! :D Podoba mi się to, jak opisujesz wszystko, brzmi to lekko i nie wiem czy mam jakieś dziwne urojenia, ale wydaje mi się, jakby wszystko nabierało takiej nutki delikatności. Bardzo fajnie ;33
OdpowiedzUsuńDobra, do rzeczy! Troszkę mi mało tego rozdziału :cc Mam taki ciut niedosyt. W sumie to tak wydawało mi się, że Lambert jakby trochę na siłę uważał, że nie nawiązuje kontaktu z ludźmi, podczas gdy szybko złapał jeden język z Olą i współpracownikiem. ich rozmowy wydają się być luźne i spokojne, a nie wymuszone, jak to zazwyczaj jest z osobami, które nie są towarzyskie.
Ola niby troszeczkę nie ufa Lambertowi, ale jednak pozwoliła się odprowadzić pod mieszkanie i zdradziła dokładnie miejsce, w którym żyje xD To tak trochę jednak, zaufała mu XD
Jestem ciekawa, co wydarzy się podczas kawki :3
Że mi po drodze z przymiotnikami to bym nie powiedziała – ich zasób wydaje mi się dość ubogi i staram się nad tym pracować.
UsuńRozdziały tutaj są i będą raczej krótkie, więc musisz mi wybaczyć ten niedosyt. Co do Oli, to trudno by było nie postąpić w taki sposób, w końcu facet jej bardzo pomógł i nie wypadałoby takiej osoby od razu spławiać bez względu na zaufanie czy jego brak.