Tekst

Czym jest teraz sztuka? Kim są artyści? Dlaczego potrzebujemy sztuki? I dlaczego artyści potrzebują... siebie?
Młoda dziewczyna z twórczym potencjałem w dość nieprzyjemnych okolicznościach spotyka doświadczonego życiem mężczyznę, którego dzieła są równie gorzkie i ciemne jak on sam. A życie staje się gorzkie i ciemne, gdy zajmujemy się równie paskudnymi sprawami. Czy dwie osoby z zupełnie innych światów odnajdą nić porozumienia? Czy pokazanie najgorszych stron swoich umysłów pomoże, czy tylko odstraszy?

Menu

wtorek, 24 stycznia 2017

Rozdział 1



– Znowu piątka, Olu. Brawo – pochwaliła ją nauczycielka biologii, oddając sprawdzian. Dziewczyna odebrała go i z niewzruszoną miną usiadła obok Klaudii w ławce. Kolejna piątka nie robiła na niej zbyt dużego wrażenia, uczucie dumy zniknęło we wczesnej podstawówce. Nigdy nie miała problemów z nauką.
Równie jak do ocen przyzwyczajona była do zaczepek chłopaków z jej gimnazjum. Zdarzało się, że ktoś „przypadkiem” dotknął jej ręki na korytarzu, pociągnął za biały loczek czy ot tak przytulił, nawet jeżeli z tą osobą na co dzień nawet się nie witała.
I to wszystko dlatego, że była ładna. Nikt nie interesował się tym, co ma do powiedzenia, toteż nie mówiła częściej niż uważała to za konieczne. Całe uznanie zawdzięczała urodzie. Z tego też powodu większość dziwiła jej się, że taka piękność nigdy nie miała chłopaka ani nawet się nie całowała. Nie chciała wiązać się z byle kim, z kim nie łączy jej żadne uczucie. Nie zależało jej na czymś, co potrwa tydzień lub dwa, więc nikogo nie szukała na siłę. Czekała, aż w końcu pozna kogoś wyjątkowego, mimo że niecałe szesnaście lat to wcale nie tak dużo czasu i nigdzie jej się nie spieszyło. Miała czas.
Cała lekcja biologii minęła jej na czytaniu książki Orwella, która naprawdę przypadła jej do gustu, dlatego postanowiła wykorzystać czas na lekcji, bo i tak jej nie interesowała. Grunt, że nie przeszkadzała i mogła robić, co chce jak na większości lekcji. Wolała uczyć się w domu na własną rękę, przynajmniej częściowo. O wiele lepiej przyswajała wtedy informacje.
Zaraz po zajęciach przyszła do domu, odłożyła plecak, nie rozpakowując go nawet, przebrała się w strój do ćwiczeń składający się z obcisłych legginsów, sportowego biustonosza i zwiewnej koszulki. Szybko włożyła najdroższe buty, jakie miała i wyszła znowu z mieszkania. Wybrała się na bieganie przez mniej ruchliwe ulice. Im dalej biegła szybkim truchtem, tym mniej ludzi wokół się poruszało. Założyła na uszy słuchawki i włączyła ulubioną muzykę. Ciągle jednak czuła na sobie czyjeś spojrzenie.
           
           


Wiatr smagał mu twarz, do nozdrzy dostawał się zapach powietrza i spalin samochodowych, do czego zapewne każdy człowiek mieszkający dłużej w mieście zdążył się przyzwyczaić. Uwielbiał gwar metropolii i za nic nie zmieniłby ich na spokojne wsie czy miasteczka.  Lubił też fakt, że otacza go mnóstwo ludzi. Lubił komfort społeczny, gdzie zawsze mógł odciąć się od starego towarzystwa i znaleźć nowe. Zdarzało mu się to często, gdyż nie przywiązywał się zbytnio do ludzi i nie dbał o relacje. Obecnie miał kilku znajomych do kieliszka lub piwa i jednego do rozmowy i pracy. To mu wystarczało. Nie zależało mu na angażowaniu się, by potem nikogo nie zawieść. Dużo tracił na bliższym poznaniu i nawet sam zdawał sobie z tego sprawę.
Chodził bez celu coraz mniej tłocznymi uliczkami Warszawy. Stolica miała to do siebie, że można było w niej znaleźć samotność, wychodząc z domu. Na przykład w przeludnionym Tokio można to było nazwać marzeniem. Dlatego mimo fascynacji kulturą japońską mieszkał tam tylko niecałe dwa lata. Najwięcej życia spędził w Polsce w wielu jej miastach oraz we Wiedniu. Pochodził z Litwy, mieszkał na jej pograniczu z Polską, jego matka była Polką, a on zawsze czuł większy pociąg do kraju biało-czerwonych niż do Litwy, toteż namówił rodziców na przeprowadzkę jeszcze jako dzieciak.
Teraz znowu rozważał przeprowadzkę. Nie chciał na stałe opuszczać Polski, ale tłoczna stolica zaczynała go męczyć, szczególnie problem z odnalezieniem się tam. Nawiązywanie kontaktów z ludźmi szło mu gorzej niż kiedykolwiek, co wcale nie było winą barier językowych, bo po polsku mówił lepiej niż w jakimkolwiek innym języku.
Nie wiedział, czy to nieodparte od lat uczucie samotności, czy fascynacja nieznaną białowłosą dziewczyną sprawiło, że nagle wyrwany z myślowego letargu, zaczął za nią podążać. Wyłoniła się z jakiejś bocznej uliczki tuż przed jego nosem, zaskakując go niesamowicie. Z początku jego męska natura kazała mu spojrzeć na jej pośladki poruszające się rytmicznie podczas skocznego jak u sarny biegu, potem omiótł wzrokiem bujające się w kitce włosy. Nie wiedział czemu, ale cieszył się, że tego dnia po raz drugi widział tę dziewczynę.
Przyśpieszył razem z nią. Ze słuchawkami na uszach na pewno nie słyszała, że za nią podąża. Chciał ją zatrzymać, ale nie miał potrzeby z nią rozmawiać. Argumenty za i przeciw w jego głowie przerwała ona, odwracając się. Od razu uskoczył w bok za ścianę jakiejś kamienicy i przywarł do niej. Nasłuchiwał. czy dziewczyna przypadkiem nie poszła za nim.
Nie poszła.
Odetchnął i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki paczkę papierosów. Zapalił jednego, zaciągnął się z rozkoszą i wypuścił z ust obłok dymu, odchylając lekko głowę. Przez chwilę patrzył, jak biała chmurka rozpływa się w powietrzu, a zapach tytoniu przestaje być odczuwalny. Naprawdę uwielbiał palić. Po latach szargania przez innych ludzi jego nerwów, nigdzie nie mógł odnaleźć ratunku, aż w końcu sięgnął po papierosy. Nic nie uspokajało go lepiej. Oczywiście nie raz nie dwa słyszał od znajomych lepszych lub gorszych: „Lambert, stary, przestań, jeszcze skończysz z rakiem płuc”. Ale jego nie interesowało ich gadanie, bynajmniej nie powinni ingerować w jego życie i nawyki tak, jak on nie ingerował w ich. A rakiem zacznie się przejmować, gdy go dostanie.
Wypalił jeszcze jednego papierosa i wyszedł z kryjówki, uprzednio rozglądając się po ulicy. Nikogo nie zobaczył, więc ruszył wzdłuż ulicy, ciągle lekko przygryzając papieros w ustach. We wtorek wyszła biegać w godzinach szczytu mało ruchliwymi uliczkami, najprawdopodobniej zaraz po zajęciach szkolnych, wygląd wskazuje, że robi to często – zakodował to w głowie niemal automatycznie. Obserwowanie ludzi i analizowanie ich zachowań stanowiło dla niego miłą i ciekawa odskocznię od rzeczywistości. Uciekał od własnego życia, by wejść w czyjeś. Kiedyś myślał o sobie, że jest jak paparazzi śledzące każdy krok słynnych gwiazd. Ale jego nigdy nie interesowali celebryci, wolał od nich zwykłych, prostych ludzi. Sam, mimo że robił coraz popularniejszą w Internecie wszelaką sztukę, nie łaknął sławy. Dlatego też pozostawał anonimowy – nigdy nie pokazywał swojej twarzy, jego osoba była w sztuce najmniej ważna, nie chciał, by ktokolwiek zaprzątał sobie nim głowę, kiedy na świecie jest masa rzeczy ważnych i ważniejszych niż życie jakiegoś internetowego twórcy.
Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i kolejny raz znalazł numer Mirona. Zadzwonił. Nie odebrał. Wcale go to nie zdziwiło, a jednak trochę zdenerwowało. Nieraz prosił go, żeby był w kontakcie, ale on miał to gdzieś. Miron zazwyczaj miał innych i ich dobro w poważaniu, dlatego tak dobrze się z nim dogadywał. Nie czuł, że mu na nim zbytnio zależy, nie osaczał go swoimi emocjami, nie trzymał przy sobie ani nie chciał zakończenia znajomości. Całkowita wolność, relacja bez zobowiązań poza filmami Lamberta. Jeżeli coś ich łączyło, to właśnie to – cenił Mirona za podejście i czucie sztuki, jaką była muzyka i film, i niewiele ludzi umiało ją tworzyć jak on. Mógł wspomnieć także o jego nietuzinkowym poczuciu humoru, które pomagało mu, gdy miał zły nastrój. Krócej: znajomość z młodszym chłopakiem bardzo mu odpowiadała. Czasami dziwił się, że trwa ona tak długo, ale to dlatego, że Miron nigdy nie miał mu za złe jego krytyki i czepialstwa, a niekiedy nawet chamstwa i oziębłości. Wszystko przyjmował z dystansem lub obracał w żart. Dawało to Lambertowi pewien komfort, że nawet gdy całkowicie przegnie pałę, nie oznacza to, że Miron się na niego obrazi. Mógł być przy nim w pełni sobą.
Lambert coraz bardziej rozeźlony brakiem kontaktu ze znajomym od razu postanowił osobiście odwiedzić go w jego mieszkaniu. Wyrzucił niedopałek papierosa do kosza na śmieci i żwawym krokiem ruszył w stronę głównych ulic. Nie łapał autobusów ani tramwajów, a postanowił przejść się pieszo. Wdychał chłodne, jeszcze wiosenne powietrze, ciągle czując przy tym lekkie drapanie w gardle po zasmakowaniu używki.
  Jego myśli jeszcze przez kilka minut zaprzątała białowłosa dziewczyna. Żałował, że nie miał okazji, by spojrzeć jej w oczy i wyczytać z niej czegoś więcej. Koniec końców uznał, że dopóki nie zobaczy jej znowu, nie ma potrzeb do frustracji.
Po kilkunastu minutach zjawił się pod klatką bloku Mirona i zadzwonił raz a długo. Głośny dzwonek powinien zmusić go do otworzenia. Nie martwił się, że chłopaka może nie być w domu. Rzadko wychodził, nie studiował, a swoją pracę mógł bez przeszkód wykonywać w domu. W końcu usłyszał w głośniku domofonu zaspany głos:
– Słucham?
– Lambert.
Z drugiej strony dobiegło go jeszcze wymowne westchnienie, a zaraz po nim brzęczyk otwierania zamka u drzwi. Pchnął je od razu, gdyż Miron nigdy nie czekał zbyt długo, aż wejdzie, tylko zdejmował palec z przycisku po sekundzie. Lambert pomknął po schodach na czwarte piętro z nadzieją, że chłopak nie zdążył jeszcze „ogarnąć” siebie i swojej przestrzeni i będzie mógł się do tego przyczepić, odrobinę poprzekomarzać. Bez pukania wszedł do mieszkania. Drzwi były jak zwykle otwarte.
Lokum chłopaka nie zachwycało wielkością ani bogactwem. Ot, zwykła posesja przeciętnego człowieka z równie przeciętną pensją. Lambert wiedział jednak, że od kiedy Miron zaczął pracować samodzielnie jako freelancer, powodzi mu się lepiej niż w pracy w biurze i w końcu zaczął się rozwijać, także z jego pomocą. Przyjemnie patrzyło mu się na młodego, ambitnego chłopaka pełnego werwy i zapału, który powoli spełnia się w swoim fachu. Cieszył się, że miał w tym swój udział. Lubił go jako swojego współpracownika: niczego nie trzeba mu powtarzać dwa razy, a każdą nowość przyswajał bardzo szybko nawet bez presji z jego strony. Był zadowolony, że jego pieniądze trafiają do kieszeni Mirona. Taka praca zasługiwała na godne wynagrodzenie.
– Gdzie jesteś? – krzyknął w głąb mieszkania, zamknąwszy za sobą drzwi.
– W sypialni! – usłyszał.
Lambert zastał Mirona w trakcie ubierania spodni, a w pokoju, w którym się znajdował, panowała Sodoma i Gomora, ale to nie zaskoczyło go ani trochę. Sam nie utrzymywał w swoim domu idealnego porządku, ale Miron najwyraźniej sprzątał tylko od wielkiego dzwonu albo wcale.
– Nieład artystyczny, czyż nie? – zaczepił go, opierając się nonszalancko o framugę przy wejściu.
Miron zapiął pasek od spodni i uśmiechnął się swoim charakterystycznym uśmiechem odsłaniającym wszystkie zęby.
– Ważne, że wiem, gdzie co jest – odparł.
– Pragnę jednak zauważyć, że nie byłoby dla ciebie wielką ujmą odebranie telefonu, kiedy dzwoni. Albo chociaż kiedy ja dzwonię.
– Wybacz. Pewnie go wyciszyłem, szefie. – Miron puścił mu oko, na co Lambert zaśmiał się pod nosem.
– W tym tygodniu powinniśmy mieć gotowy trzeci teledysk. Dobrze ci idzie z montażem?
Lambert usiadł na fotelu, o dziwo nie zawalonym ubraniami, i omiótł wzrokiem pokój, kiedy Miron starał się doprowadzić go chociaż do powierzchownego porządku. Miał tam tylko szafę na ubrania i niewielki regał zapełniony książkami, dlatego wszystkie rzeczy lądowały na łóżku bądź podłodze, zazwyczaj też piętrzyły się na biurku. Ład panował tylko na dwóch półkach w kącie, gdzie trzymał cały sprzęt do fotografii, kręcenia video i laptop. Dbał o swój sprzęt.
– Idzie mi całkiem dobrze, prawie skończyłem. Został tylko drobiazgi.
– Dobrze.
– Masz już pomysły na następną piosenkę?
– A jakże! Napisałem ostatnio dość dużo. Znalazłem też odpowiednie miejsce do nagrywania, ale ludzie lubią chodzić tam na ogniska i tym podobne. Nie chciałabym, żeby ktoś nam przeszkadzał.
– Przeszkadzał? Przecież nie będziemy robić niczego nieprzyzwoitego! No… ja nie mam niczego w planach, nie próbuj mnie zaskakiwać, stary! – Miron zaśmiał się, podnosząc ręce.
Lambert uniósł brwi z krzywym uśmieszkiem na ustach.
– Spodziewałem się z twojej strony lepszego przytyku. Chyba za rzadko się kłócimy, bo wychodzisz z wprawy. A to, że wszystko dla ciebie ma podtekst seksualny to zwykły brak profesjonalizmu i…
– Twoje rozgadanie mi przeszkadza – przerwał mu chłopak. – W połowie zapominam, co miałem powiedzieć.
– Jakże mi przykro! – Lambert na złość Mironowi zdecydował się na krótszą wypowiedź.
– Żarty żartami, a do picia coś chcesz? – zaproponował Miron.
– Chodźmy do kawiarni. Mam ochotę na kawę, a ty robisz beznadziejną. 

♦♦♦

O ile ostatnio poddawałam w wątpliwość, czy uda mi się skończyć to opowiadanie, dzisiaj odpowiadam, że na pewno tak będzie. Nie próżnowałam ostatnio i mam już zapisane wszystkie rozdziały, które planowałam, zostało tylko je przejrzeć i dopracować. To pierwsze opowiadanie w moim życiu, które ukończyłam – możecie być dumni. Mam także w planach następne, jedno powoli zaczynam, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim zdecyduję się na publikowanie któregokolwiek. 
Mam nadzieję, że rozdział pierwszy Wam się spodobał, choć to jeszcze dalej wprowadzenie. Pozdrawiam serdecznie ;)

13 komentarzy:

  1. Przeczytałam już rozdział, w szkole :)
    Ale skomentuję wieczorem, bo muszę zrobić projekt na jutrzejsze zajęcia. Przydałby się jeszcze tydzień choroby heh...
    Póki co zapewniam, że rozdział bardzo mi się podobał, zwłaszcza fragment z Mironem i Lambertem ;3
    Pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obiecałam przybywam z komentarzem (wiem, miało być wieczorem, ale projekty ukradły moje cenne godziny z życia :|).
      Nie wiem dlaczego, ale najbardziej w tym rozdziale spodobał mi się Miron. Po studiach, bałaganiarz (nie żebym lubiła takich xD), ma jakąś tam prace. Widać wyluzowany... Takie Carpe Diem hehe.
      Lambert - cóż ja bym mogła o nim opowiedzieć. Na pewno w jakimś stopniu robi co lubi (myślałam, że jest artystą w sensie, że maluje itp. tak jak ja... a tu proszę muzyka i teledyski). Jednak ewidentnie widać, że jest zmęczony światem, ludźmi. Uwielbia częste zmiany miejsc, aby w jakiś sposób odżyć, uwolnić się, ale i tak, gdzie nie pojedzie po chwili te same odczucia i poczucie szarej klatki wraca. Doskonale go rozumiem...
      Ola. Jedynie, póki co, co mi się w niej podoba to ta wzmianka o tym, że nie chce się angażować w coś, co potrwa tydzień czy dwa, szuka miłości, uczucia, pewności, zaufania - kogoś, z kim wie, że będzie szczęśliwa, kto jej nie odrzuci dla pierwszej lepszej, komu się nie znudzi. Brava dla Oli! Bardzo popieram i sama się do tego stosuje :P. To, według mnie, jest dobre podejście. Bardzo dobrze się, ale wydaje się być znudzona wszystkim.
      I snując takie moje teorie, kiedy drogi dwojga głównych bohaterów się skrzyżują, to tak sobie myślę, że Olcia pozna Mirona i jakoś tak się sobie spodobają czy coś... By the way. Planujesz wątek miłosny? :3 nie żebym była fanką, ale jak jest dobrze wpleciony i nie stanowi głównego wątku fabuły to jest fajnie xD
      W ogóle. Troszkę się zdziwiłam, kiedy Lambert zaczął iść za Olą. Rozumiem, że mogła mu się podobać czy coś, ale naprawdę (nie uważam tego za jakiś błąd czy coś) nie rozumiem ludzi, którzy idą za nieznaną sobie osobą. Nie potrafię tego zrozumieć, wyjaśniałaś to w tekście, very good :P ale serio nie ogarniam.
      I fajnie, naturalnie opisałaś, że jego męska natura kazała mu spojrzeć na jej pośladki xDDD takie prawdziwe hahah.
      Znalazłam błędzika.
      "Im daje biegła szybkim truchtem" - dalej, nie daje xD
      Rozdział wprowadza czytelnika w bohaterów, fabułę, było ciekawie, naprawdę ładnie opisujesz postaci, co nimi kieruje, zwłaszcza widać to u Lamberta, ich emocje :) czekam do następnego :3

      Pozdrawiam cieplutko i weny :3
      anielskie-dusze.blogspot.com

      Usuń
    2. To mały szczegół i właściwie nieistotny, ale Miron nie jest po studiach, tylko nie studiował nigdy. Wątek miłosny oczywiście się tutaj wplecie, ale nie będzie on zbyt rzucający się w oczy i najbardziej roziwinie się na sam koniec. Także tak, romantycy znajdą tu odrobinę dla siebie. Co do zajęcia Lamberta w postaci chodzenia za ludźmi, to trochę lepiej wytłumaczę to w następnych rozdziałach. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Będę szczera. Lambert przypadł mi go gustu o wiele bardziej niż Ola. Może dlatego, że w tym rozdziale skupiłaś się raczej na nim. Wydaje się dość... ciekawy. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Robi się coraz ciekawiej. W każdym razie im więcej czytam o Lambercie tym bardziej go lubię. Wciągam się w to opowiadanie. Naprawdę zaskakuje mnie to, że oboje są do siebie tak podobni. Czekam na następny rozdział i cieszę się że będę mogła przeczytać całość opowiadania. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam właśnie prolog i pierwszy rozdział. Muszę przyznać, że podoba mi się to co tworzysz.
    Mam mieszane uczucia co do Lamberta. Tu doskwiera mu samotność, tu uważa, że nikogo nie potrzebuje, no cóż wyższa psychologia:). Jednak to jak zaczął podążać za Olą, przeszło mi przez myśl, że to psychopata. Jak na razie nie wzbudził mojej sympati, aczkolwiek nie skreślam go od razu.
    Co do Mirona to nie wiem co myśleć. O nim na razie żadnego zdania nie mam. Za mało go było jak na razie :).
    No i Ola, zaimponowała mi swoją postawą, ale jednak i o niej nie wiem co myśleć. Mam mieszane uczucia. No cóż okaże się z czasem.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)
    Róża Lipnicka

    Ps.
    Masz określony czas, co ile wstawiasz rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta „wyższa psychologia” faktycznie trochę dziwnie wygląda, jak teraz o tym napisałaś, ale to był pewien sposób, w jaki Lambert się oszukiwał. Bardziej wmawiał sobie, że nikogo nie potrzebuje, niż naprawdę tak było.
      Rozdziały, z racji tego, że napisałam już wszystkie, umieszczam regularnie co tydzień.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Powiem szczerze, że byłam kiedyś na miejscu Lamberta. Oszukiwałam sama siebie, nie potrzebuje innych, a jednak widząc tych "innych" czułam się smutna i zagubiona. Ale nadal w tym trwałam, odrzucałam każdego, kto próbował nawiązać ze mną kontakt. :)
      Ale życie się zmieniło. Nie będę opisywać o sobie, a napisałam to tylko dlatego, że chciałam uświadomić, że jednak potrafię się wczuć w rolę Lamberta. Nie we wszystko, gdyż niektóre jego zachowania są dla mnie niepewne i raczej niezbyt pochlebne.

      Pozdrawiam
      Róża Lipnicka

      Usuń
  5. Cześć, znalazłam chwilkę, żeby oderwać się od nauki i wpadłam do ciebie.
    Zazdroszczę Oli, że nie ma problemów w szkole i tak wszystko łatwo jej przychodzi. To wręcz... denerwujące. Tak, nie lubię idealnych bohaterów, a ona póki co ma zadatki na taką postać.
    Lambert jest o wiele bardziej interesujący! Zauważyłam to już po prologu, a teraz jedynie upewniłam się w tej opinii. Uwielbiam czytać o złożonych charakterach, o ludziach, którzy sami stwarzają sobie problemy lub przyciągają kłopoty na odległość. Lambert wydaje mi się właśnie takim typem. Niby samotnik, ale ta samotność zdaje się go drażnić. Ogólnie sprawia wrażenie takiego, który nie nawykł do porażek i wszystko musi iść po jego myśli. Może to błędne wrażenie, ale takie odniosłam po tym, jak się irytował, że Miron go olewa. A właśnie Miron... On z kolei wydaje mi się taki hmm... normalny? To chyba dobre słowo :D
    Czekam na rozwój wydarzeń i zazdroszczę nieco, że masz już skończone to opowiadanie. Ja chyba nigdy nie wyrobię w sobie nawyku pisania na zaś :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola faktycznie jest trochę idealna, ale to kolejny zabieg, który ma tworzyć kontrast między nią a Lambertem, bo jemu do ideału daleko. Dlatego również i ja bardzo go lubię jako postać ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Hej :)
    Bardzo zaintrygowałaś mnie swoim opowiadaniem. Czułam, że miałam styczność z wysoką narracją i opowiadaniem na poziomie. Skupiasz się bardzo na psychice bohaterów co dodaje im realizmu i sympatii u czytelników. Same postacie przyciągają oryginalnością.
    Ola posiada niespotykane śnieżnobiałe włosy. Jest bardzo inteligenta i wysportowana. Trochę dla mnie na razie zbyt idealna. Z kolei męski bohater wyróżnia się poczuciem humoru, ambicjami, ale posiada rownież wady. Co do stylu pisania to bardzo podobają mi się opisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że opowiadanie się póki co podoba ;) Dzięki za miłe słowa.

      Usuń
  7. Dziewczyna nie pasuje mi w ogóle do gimnazjum, bo mam zakrzywiony obraz gimnazjum x.x No i trochę mnie to tak, lekko rozśmieszyło, z tym wiekiem i miłością, całowaniem się i tak dalej. Chociaż, z drugiej strony właśnie tak wygląda świat współczesnych gimnazjalistów ;-; Jak było napisane, że ubierała się w jakiś drogi strój, to nie wiem czemu, ale nagle wpadł mi na myśl balet XD A tu się okazało, że zwyczajne bieganie ;P

    Jakoś ciężko mi przyswoić to, że Lambert mając ponad trzydziestkę na karku spoglądał za gimnazjalistką, ale jeśli z tego wyniknie kontrowersyjny romans, to już mnie masz! Dawno nie czytałam czegoś takiego i lubię jak coś zawiera odrobinkę nienormalności w swoich czynach xD Aczkolwiek im dalej czytałam, tym coraz bardziej wydaje mi się, że Lambert nie do końca dorósł do umysłowo do swojego wieku. Jakoś tak wydaje mi się, że facet jest -25 XD a nie +30 XD A mnie to zastanawia, co w nim takiego jest, że nie miał szczęścia do żadnej z kobiet. Chociaż, z własnego doświadczenia wiem, że wytrzymanie z duszą artystyczną jest tylko dla wybitnych.

    Ciekawe stosunki ma z pracownikiem. Boże daj na przyszłość takiego pracodawcę! W ogóle ich stosunki to ja bym porównała do rodzeństwa, tudzież kuzynostwa, albo starych dobrych przyjaciół, a nie o takie o po prostu. Facet mu wchodzi do domu, gapi się jak ten się ubiera i obaj żartują. No, no! Z której by strony nie patrzeć, to genialne stosunki :D
    Pozdrawiam :* Lecę dalej

    OdpowiedzUsuń

Aveline Gross (Land Of Grafic)