– Znowu piątka, Olu. Brawo –
pochwaliła ją nauczycielka biologii, oddając sprawdzian. Dziewczyna odebrała go
i z niewzruszoną miną usiadła obok Klaudii w ławce. Kolejna piątka nie robiła
na niej zbyt dużego wrażenia, uczucie dumy zniknęło we wczesnej podstawówce.
Nigdy nie miała problemów z nauką.
Równie jak do ocen przyzwyczajona
była do zaczepek chłopaków z jej gimnazjum. Zdarzało się, że ktoś „przypadkiem”
dotknął jej ręki na korytarzu, pociągnął za biały loczek czy ot tak przytulił,
nawet jeżeli z tą osobą na co dzień nawet się nie witała.
I to wszystko dlatego, że była
ładna. Nikt nie interesował się tym, co ma do powiedzenia, toteż nie mówiła
częściej niż uważała to za konieczne. Całe uznanie zawdzięczała urodzie. Z tego
też powodu większość dziwiła jej się, że taka piękność nigdy nie miała chłopaka
ani nawet się nie całowała. Nie chciała wiązać się z byle kim, z kim nie łączy
jej żadne uczucie. Nie zależało jej na czymś, co potrwa tydzień lub dwa, więc
nikogo nie szukała na siłę. Czekała, aż w końcu pozna kogoś wyjątkowego, mimo
że niecałe szesnaście lat to wcale nie tak dużo czasu i nigdzie jej się nie
spieszyło. Miała czas.
Cała lekcja biologii minęła jej na
czytaniu książki Orwella, która naprawdę przypadła jej do gustu, dlatego
postanowiła wykorzystać czas na lekcji, bo i tak jej nie interesowała. Grunt,
że nie przeszkadzała i mogła robić, co chce jak na większości lekcji. Wolała
uczyć się w domu na własną rękę, przynajmniej częściowo. O wiele lepiej
przyswajała wtedy informacje.
Zaraz po zajęciach przyszła do domu,
odłożyła plecak, nie rozpakowując go nawet, przebrała się w strój do ćwiczeń
składający się z obcisłych legginsów, sportowego biustonosza i zwiewnej
koszulki. Szybko włożyła najdroższe buty, jakie miała i wyszła znowu z mieszkania.
Wybrała się na bieganie przez mniej ruchliwe ulice. Im dalej biegła szybkim
truchtem, tym mniej ludzi wokół się poruszało. Założyła na uszy słuchawki i
włączyła ulubioną muzykę. Ciągle jednak czuła na sobie czyjeś spojrzenie.
♦
Wiatr
smagał mu twarz, do nozdrzy dostawał się zapach powietrza i spalin samochodowych,
do czego zapewne każdy człowiek mieszkający dłużej w mieście zdążył się przyzwyczaić.
Uwielbiał gwar metropolii i za nic nie zmieniłby ich na spokojne wsie czy
miasteczka. Lubił też fakt, że otacza go
mnóstwo ludzi. Lubił komfort społeczny, gdzie zawsze mógł odciąć się od starego
towarzystwa i znaleźć nowe. Zdarzało mu się to często, gdyż nie przywiązywał
się zbytnio do ludzi i nie dbał o relacje. Obecnie miał kilku znajomych do
kieliszka lub piwa i jednego do rozmowy i pracy. To mu wystarczało. Nie
zależało mu na angażowaniu się, by potem nikogo nie zawieść. Dużo tracił na
bliższym poznaniu i nawet sam zdawał sobie z tego sprawę.
Chodził
bez celu coraz mniej tłocznymi uliczkami Warszawy. Stolica miała to do siebie,
że można było w niej znaleźć samotność, wychodząc z domu. Na przykład w
przeludnionym Tokio można to było nazwać marzeniem. Dlatego mimo fascynacji
kulturą japońską mieszkał tam tylko niecałe dwa lata. Najwięcej życia spędził w
Polsce w wielu jej miastach oraz we Wiedniu. Pochodził z Litwy, mieszkał na jej
pograniczu z Polską, jego matka była Polką, a on zawsze czuł większy pociąg do
kraju biało-czerwonych niż do Litwy, toteż namówił rodziców na przeprowadzkę
jeszcze jako dzieciak.
Teraz
znowu rozważał przeprowadzkę. Nie chciał na stałe opuszczać Polski, ale tłoczna
stolica zaczynała go męczyć, szczególnie problem z odnalezieniem się tam.
Nawiązywanie kontaktów z ludźmi szło mu gorzej niż kiedykolwiek, co wcale nie
było winą barier językowych, bo po polsku mówił lepiej niż w jakimkolwiek innym
języku.
Nie
wiedział, czy to nieodparte od lat uczucie samotności, czy fascynacja nieznaną
białowłosą dziewczyną sprawiło, że nagle wyrwany z myślowego letargu, zaczął za
nią podążać. Wyłoniła się z jakiejś bocznej uliczki tuż przed jego nosem,
zaskakując go niesamowicie. Z początku jego męska natura kazała mu spojrzeć na
jej pośladki poruszające się rytmicznie podczas skocznego jak u sarny biegu,
potem omiótł wzrokiem bujające się w kitce włosy. Nie wiedział czemu, ale
cieszył się, że tego dnia po raz drugi widział tę dziewczynę.
Przyśpieszył
razem z nią. Ze słuchawkami na uszach na pewno nie słyszała, że za nią podąża.
Chciał ją zatrzymać, ale nie miał potrzeby z nią rozmawiać. Argumenty za i
przeciw w jego głowie przerwała ona, odwracając się. Od razu uskoczył w bok za
ścianę jakiejś kamienicy i przywarł do niej. Nasłuchiwał. czy dziewczyna
przypadkiem nie poszła za nim.
Nie
poszła.
Odetchnął
i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki paczkę papierosów. Zapalił
jednego, zaciągnął się z rozkoszą i wypuścił z ust obłok dymu, odchylając lekko
głowę. Przez chwilę patrzył, jak biała chmurka rozpływa się w powietrzu, a
zapach tytoniu przestaje być odczuwalny. Naprawdę uwielbiał palić. Po latach
szargania przez innych ludzi jego nerwów, nigdzie nie mógł odnaleźć ratunku, aż
w końcu sięgnął po papierosy. Nic nie uspokajało go lepiej. Oczywiście nie raz
nie dwa słyszał od znajomych lepszych lub gorszych: „Lambert, stary, przestań, jeszcze skończysz
z rakiem płuc”. Ale jego nie interesowało ich gadanie, bynajmniej nie powinni
ingerować w jego życie i nawyki tak, jak on nie ingerował w ich. A rakiem
zacznie się przejmować, gdy go dostanie.
Wypalił
jeszcze jednego papierosa i wyszedł z kryjówki, uprzednio rozglądając się po
ulicy. Nikogo nie zobaczył, więc ruszył wzdłuż ulicy, ciągle lekko przygryzając
papieros w ustach. We wtorek
wyszła biegać w godzinach szczytu mało ruchliwymi uliczkami, najprawdopodobniej
zaraz po zajęciach szkolnych, wygląd wskazuje, że robi to często – zakodował to
w głowie niemal automatycznie. Obserwowanie ludzi i analizowanie ich zachowań
stanowiło dla niego miłą i ciekawa odskocznię od rzeczywistości. Uciekał od
własnego życia, by wejść w czyjeś. Kiedyś myślał o sobie, że jest jak paparazzi
śledzące każdy krok słynnych gwiazd. Ale jego nigdy nie interesowali celebryci,
wolał od nich zwykłych, prostych ludzi. Sam, mimo że robił coraz popularniejszą
w Internecie wszelaką sztukę, nie łaknął sławy. Dlatego też pozostawał anonimowy
– nigdy nie pokazywał swojej twarzy, jego osoba była w sztuce najmniej ważna,
nie chciał, by ktokolwiek zaprzątał sobie nim głowę, kiedy na świecie jest masa
rzeczy ważnych i ważniejszych niż życie jakiegoś internetowego twórcy.
Wyciągnął
telefon z kieszeni spodni i kolejny raz znalazł numer Mirona. Zadzwonił. Nie
odebrał. Wcale go to nie zdziwiło, a jednak trochę zdenerwowało. Nieraz prosił
go, żeby był w kontakcie, ale on miał to gdzieś. Miron zazwyczaj miał innych i
ich dobro w poważaniu, dlatego tak dobrze się z nim dogadywał. Nie czuł, że mu
na nim zbytnio zależy, nie osaczał go swoimi emocjami, nie trzymał przy sobie
ani nie chciał zakończenia znajomości. Całkowita wolność, relacja bez
zobowiązań poza filmami Lamberta. Jeżeli coś ich łączyło, to właśnie to – cenił
Mirona za podejście i czucie sztuki, jaką była muzyka i film, i niewiele ludzi
umiało ją tworzyć jak on. Mógł wspomnieć także o jego nietuzinkowym poczuciu
humoru, które pomagało mu, gdy miał zły nastrój. Krócej: znajomość z młodszym chłopakiem
bardzo mu odpowiadała. Czasami dziwił się, że trwa ona tak długo, ale to
dlatego, że Miron nigdy nie miał mu za złe jego krytyki i czepialstwa, a
niekiedy nawet chamstwa i oziębłości. Wszystko przyjmował z dystansem lub
obracał w żart. Dawało to Lambertowi pewien komfort, że nawet gdy całkowicie
przegnie pałę, nie oznacza to, że Miron się na niego obrazi. Mógł być przy nim
w pełni sobą.
Lambert
coraz bardziej rozeźlony brakiem kontaktu ze znajomym od razu postanowił
osobiście odwiedzić go w jego mieszkaniu. Wyrzucił niedopałek papierosa do
kosza na śmieci i żwawym krokiem ruszył w stronę głównych ulic. Nie łapał
autobusów ani tramwajów, a postanowił przejść się pieszo. Wdychał chłodne,
jeszcze wiosenne powietrze, ciągle czując przy tym lekkie drapanie w gardle po
zasmakowaniu używki.
Jego myśli jeszcze
przez kilka minut zaprzątała białowłosa dziewczyna. Żałował, że nie miał
okazji, by spojrzeć jej w oczy i wyczytać z niej czegoś więcej. Koniec końców
uznał, że dopóki nie zobaczy jej znowu, nie ma potrzeb do frustracji.
Po
kilkunastu minutach zjawił się pod klatką bloku Mirona i zadzwonił raz a długo.
Głośny dzwonek powinien zmusić go do otworzenia. Nie martwił się, że chłopaka
może nie być w domu. Rzadko wychodził, nie studiował, a swoją pracę mógł bez
przeszkód wykonywać w domu. W końcu usłyszał w głośniku domofonu zaspany głos:
–
Słucham?
–
Lambert.
Z drugiej
strony dobiegło go jeszcze wymowne westchnienie, a zaraz po nim brzęczyk
otwierania zamka u drzwi. Pchnął je od razu, gdyż Miron nigdy nie czekał zbyt
długo, aż wejdzie, tylko zdejmował palec z przycisku po sekundzie. Lambert
pomknął po schodach na czwarte piętro z nadzieją, że chłopak nie zdążył jeszcze
„ogarnąć” siebie i swojej przestrzeni i będzie mógł się do tego przyczepić,
odrobinę poprzekomarzać. Bez pukania wszedł do mieszkania. Drzwi były jak
zwykle otwarte.
Lokum
chłopaka nie zachwycało wielkością ani bogactwem. Ot, zwykła posesja przeciętnego
człowieka z równie przeciętną pensją. Lambert wiedział jednak, że od kiedy
Miron zaczął pracować samodzielnie jako freelancer, powodzi mu się lepiej niż w
pracy w biurze i w końcu zaczął się rozwijać, także z jego pomocą. Przyjemnie
patrzyło mu się na młodego, ambitnego chłopaka pełnego werwy i zapału, który
powoli spełnia się w swoim fachu. Cieszył się, że miał w tym swój udział. Lubił
go jako swojego współpracownika: niczego nie trzeba mu powtarzać dwa razy, a
każdą nowość przyswajał bardzo szybko nawet bez presji z jego strony. Był
zadowolony, że jego pieniądze trafiają do kieszeni Mirona. Taka praca zasługiwała
na godne wynagrodzenie.
– Gdzie
jesteś? – krzyknął w głąb mieszkania, zamknąwszy za sobą drzwi.
– W
sypialni! – usłyszał.
Lambert
zastał Mirona w trakcie ubierania spodni, a w pokoju, w którym się znajdował,
panowała Sodoma i Gomora, ale to nie zaskoczyło go ani trochę. Sam nie
utrzymywał w swoim domu idealnego porządku, ale Miron najwyraźniej sprzątał
tylko od wielkiego dzwonu albo wcale.
– Nieład
artystyczny, czyż nie? – zaczepił go, opierając się nonszalancko o framugę przy
wejściu.
Miron
zapiął pasek od spodni i uśmiechnął się swoim charakterystycznym uśmiechem
odsłaniającym wszystkie zęby.
– Ważne,
że wiem, gdzie co jest – odparł.
– Pragnę
jednak zauważyć, że nie byłoby dla ciebie wielką ujmą odebranie telefonu, kiedy
dzwoni. Albo chociaż kiedy ja dzwonię.
– Wybacz.
Pewnie go wyciszyłem, szefie. – Miron puścił mu oko, na co Lambert zaśmiał się
pod nosem.
– W tym
tygodniu powinniśmy mieć gotowy trzeci teledysk. Dobrze ci idzie z montażem?
Lambert
usiadł na fotelu, o dziwo nie zawalonym ubraniami, i omiótł wzrokiem pokój,
kiedy Miron starał się doprowadzić go chociaż do powierzchownego porządku. Miał
tam tylko szafę na ubrania i niewielki regał zapełniony książkami, dlatego
wszystkie rzeczy lądowały na łóżku bądź podłodze, zazwyczaj też piętrzyły się
na biurku. Ład panował tylko na dwóch półkach w kącie, gdzie trzymał cały
sprzęt do fotografii, kręcenia video i laptop. Dbał o swój sprzęt.
– Idzie
mi całkiem dobrze, prawie skończyłem. Został tylko drobiazgi.
– Dobrze.
– Masz
już pomysły na następną piosenkę?
– A
jakże! Napisałem ostatnio dość dużo. Znalazłem też odpowiednie miejsce do nagrywania,
ale ludzie lubią chodzić tam na ogniska i tym podobne. Nie chciałabym, żeby
ktoś nam przeszkadzał.
–
Przeszkadzał? Przecież nie będziemy robić niczego nieprzyzwoitego! No… ja nie
mam niczego w planach, nie próbuj mnie zaskakiwać, stary! – Miron zaśmiał się,
podnosząc ręce.
Lambert
uniósł brwi z krzywym uśmieszkiem na ustach.
–
Spodziewałem się z twojej strony lepszego przytyku. Chyba za rzadko się kłócimy,
bo wychodzisz z wprawy. A to, że wszystko dla ciebie ma podtekst seksualny to
zwykły brak profesjonalizmu i…
– Twoje
rozgadanie mi przeszkadza – przerwał mu chłopak. – W połowie zapominam, co
miałem powiedzieć.
– Jakże
mi przykro! – Lambert na złość Mironowi zdecydował się na krótszą wypowiedź.
– Żarty
żartami, a do picia coś chcesz? – zaproponował Miron.
– Chodźmy
do kawiarni. Mam ochotę na kawę, a ty robisz beznadziejną.
♦♦♦
O ile ostatnio poddawałam w wątpliwość, czy uda mi się skończyć to opowiadanie, dzisiaj odpowiadam, że na pewno tak będzie. Nie próżnowałam ostatnio i mam już zapisane wszystkie rozdziały, które planowałam, zostało tylko je przejrzeć i dopracować. To pierwsze opowiadanie w moim życiu, które ukończyłam – możecie być dumni. Mam także w planach następne, jedno powoli zaczynam, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim zdecyduję się na publikowanie któregokolwiek.
Mam nadzieję, że rozdział pierwszy Wam się spodobał, choć to jeszcze dalej wprowadzenie. Pozdrawiam serdecznie ;)
Przeczytałam już rozdział, w szkole :)
OdpowiedzUsuńAle skomentuję wieczorem, bo muszę zrobić projekt na jutrzejsze zajęcia. Przydałby się jeszcze tydzień choroby heh...
Póki co zapewniam, że rozdział bardzo mi się podobał, zwłaszcza fragment z Mironem i Lambertem ;3
Pozdrawiam i weny
Jak obiecałam przybywam z komentarzem (wiem, miało być wieczorem, ale projekty ukradły moje cenne godziny z życia :|).
UsuńNie wiem dlaczego, ale najbardziej w tym rozdziale spodobał mi się Miron. Po studiach, bałaganiarz (nie żebym lubiła takich xD), ma jakąś tam prace. Widać wyluzowany... Takie Carpe Diem hehe.
Lambert - cóż ja bym mogła o nim opowiedzieć. Na pewno w jakimś stopniu robi co lubi (myślałam, że jest artystą w sensie, że maluje itp. tak jak ja... a tu proszę muzyka i teledyski). Jednak ewidentnie widać, że jest zmęczony światem, ludźmi. Uwielbia częste zmiany miejsc, aby w jakiś sposób odżyć, uwolnić się, ale i tak, gdzie nie pojedzie po chwili te same odczucia i poczucie szarej klatki wraca. Doskonale go rozumiem...
Ola. Jedynie, póki co, co mi się w niej podoba to ta wzmianka o tym, że nie chce się angażować w coś, co potrwa tydzień czy dwa, szuka miłości, uczucia, pewności, zaufania - kogoś, z kim wie, że będzie szczęśliwa, kto jej nie odrzuci dla pierwszej lepszej, komu się nie znudzi. Brava dla Oli! Bardzo popieram i sama się do tego stosuje :P. To, według mnie, jest dobre podejście. Bardzo dobrze się, ale wydaje się być znudzona wszystkim.
I snując takie moje teorie, kiedy drogi dwojga głównych bohaterów się skrzyżują, to tak sobie myślę, że Olcia pozna Mirona i jakoś tak się sobie spodobają czy coś... By the way. Planujesz wątek miłosny? :3 nie żebym była fanką, ale jak jest dobrze wpleciony i nie stanowi głównego wątku fabuły to jest fajnie xD
W ogóle. Troszkę się zdziwiłam, kiedy Lambert zaczął iść za Olą. Rozumiem, że mogła mu się podobać czy coś, ale naprawdę (nie uważam tego za jakiś błąd czy coś) nie rozumiem ludzi, którzy idą za nieznaną sobie osobą. Nie potrafię tego zrozumieć, wyjaśniałaś to w tekście, very good :P ale serio nie ogarniam.
I fajnie, naturalnie opisałaś, że jego męska natura kazała mu spojrzeć na jej pośladki xDDD takie prawdziwe hahah.
Znalazłam błędzika.
"Im daje biegła szybkim truchtem" - dalej, nie daje xD
Rozdział wprowadza czytelnika w bohaterów, fabułę, było ciekawie, naprawdę ładnie opisujesz postaci, co nimi kieruje, zwłaszcza widać to u Lamberta, ich emocje :) czekam do następnego :3
Pozdrawiam cieplutko i weny :3
anielskie-dusze.blogspot.com
To mały szczegół i właściwie nieistotny, ale Miron nie jest po studiach, tylko nie studiował nigdy. Wątek miłosny oczywiście się tutaj wplecie, ale nie będzie on zbyt rzucający się w oczy i najbardziej roziwinie się na sam koniec. Także tak, romantycy znajdą tu odrobinę dla siebie. Co do zajęcia Lamberta w postaci chodzenia za ludźmi, to trochę lepiej wytłumaczę to w następnych rozdziałach. Pozdrawiam ;)
UsuńBędę szczera. Lambert przypadł mi go gustu o wiele bardziej niż Ola. Może dlatego, że w tym rozdziale skupiłaś się raczej na nim. Wydaje się dość... ciekawy. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. W każdym razie im więcej czytam o Lambercie tym bardziej go lubię. Wciągam się w to opowiadanie. Naprawdę zaskakuje mnie to, że oboje są do siebie tak podobni. Czekam na następny rozdział i cieszę się że będę mogła przeczytać całość opowiadania. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie prolog i pierwszy rozdział. Muszę przyznać, że podoba mi się to co tworzysz.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do Lamberta. Tu doskwiera mu samotność, tu uważa, że nikogo nie potrzebuje, no cóż wyższa psychologia:). Jednak to jak zaczął podążać za Olą, przeszło mi przez myśl, że to psychopata. Jak na razie nie wzbudził mojej sympati, aczkolwiek nie skreślam go od razu.
Co do Mirona to nie wiem co myśleć. O nim na razie żadnego zdania nie mam. Za mało go było jak na razie :).
No i Ola, zaimponowała mi swoją postawą, ale jednak i o niej nie wiem co myśleć. Mam mieszane uczucia. No cóż okaże się z czasem.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)
Róża Lipnicka
Ps.
Masz określony czas, co ile wstawiasz rozdziały?
Ta „wyższa psychologia” faktycznie trochę dziwnie wygląda, jak teraz o tym napisałaś, ale to był pewien sposób, w jaki Lambert się oszukiwał. Bardziej wmawiał sobie, że nikogo nie potrzebuje, niż naprawdę tak było.
UsuńRozdziały, z racji tego, że napisałam już wszystkie, umieszczam regularnie co tydzień.
Pozdrawiam!
Powiem szczerze, że byłam kiedyś na miejscu Lamberta. Oszukiwałam sama siebie, nie potrzebuje innych, a jednak widząc tych "innych" czułam się smutna i zagubiona. Ale nadal w tym trwałam, odrzucałam każdego, kto próbował nawiązać ze mną kontakt. :)
UsuńAle życie się zmieniło. Nie będę opisywać o sobie, a napisałam to tylko dlatego, że chciałam uświadomić, że jednak potrafię się wczuć w rolę Lamberta. Nie we wszystko, gdyż niektóre jego zachowania są dla mnie niepewne i raczej niezbyt pochlebne.
Pozdrawiam
Róża Lipnicka
Cześć, znalazłam chwilkę, żeby oderwać się od nauki i wpadłam do ciebie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Oli, że nie ma problemów w szkole i tak wszystko łatwo jej przychodzi. To wręcz... denerwujące. Tak, nie lubię idealnych bohaterów, a ona póki co ma zadatki na taką postać.
Lambert jest o wiele bardziej interesujący! Zauważyłam to już po prologu, a teraz jedynie upewniłam się w tej opinii. Uwielbiam czytać o złożonych charakterach, o ludziach, którzy sami stwarzają sobie problemy lub przyciągają kłopoty na odległość. Lambert wydaje mi się właśnie takim typem. Niby samotnik, ale ta samotność zdaje się go drażnić. Ogólnie sprawia wrażenie takiego, który nie nawykł do porażek i wszystko musi iść po jego myśli. Może to błędne wrażenie, ale takie odniosłam po tym, jak się irytował, że Miron go olewa. A właśnie Miron... On z kolei wydaje mi się taki hmm... normalny? To chyba dobre słowo :D
Czekam na rozwój wydarzeń i zazdroszczę nieco, że masz już skończone to opowiadanie. Ja chyba nigdy nie wyrobię w sobie nawyku pisania na zaś :D
Pozdrawiam!
Ola faktycznie jest trochę idealna, ale to kolejny zabieg, który ma tworzyć kontrast między nią a Lambertem, bo jemu do ideału daleko. Dlatego również i ja bardzo go lubię jako postać ;)
UsuńPozdrawiam!
Hej :)
OdpowiedzUsuńBardzo zaintrygowałaś mnie swoim opowiadaniem. Czułam, że miałam styczność z wysoką narracją i opowiadaniem na poziomie. Skupiasz się bardzo na psychice bohaterów co dodaje im realizmu i sympatii u czytelników. Same postacie przyciągają oryginalnością.
Ola posiada niespotykane śnieżnobiałe włosy. Jest bardzo inteligenta i wysportowana. Trochę dla mnie na razie zbyt idealna. Z kolei męski bohater wyróżnia się poczuciem humoru, ambicjami, ale posiada rownież wady. Co do stylu pisania to bardzo podobają mi się opisy.
Hej! Cieszę się, że opowiadanie się póki co podoba ;) Dzięki za miłe słowa.
UsuńDziewczyna nie pasuje mi w ogóle do gimnazjum, bo mam zakrzywiony obraz gimnazjum x.x No i trochę mnie to tak, lekko rozśmieszyło, z tym wiekiem i miłością, całowaniem się i tak dalej. Chociaż, z drugiej strony właśnie tak wygląda świat współczesnych gimnazjalistów ;-; Jak było napisane, że ubierała się w jakiś drogi strój, to nie wiem czemu, ale nagle wpadł mi na myśl balet XD A tu się okazało, że zwyczajne bieganie ;P
OdpowiedzUsuńJakoś ciężko mi przyswoić to, że Lambert mając ponad trzydziestkę na karku spoglądał za gimnazjalistką, ale jeśli z tego wyniknie kontrowersyjny romans, to już mnie masz! Dawno nie czytałam czegoś takiego i lubię jak coś zawiera odrobinkę nienormalności w swoich czynach xD Aczkolwiek im dalej czytałam, tym coraz bardziej wydaje mi się, że Lambert nie do końca dorósł do umysłowo do swojego wieku. Jakoś tak wydaje mi się, że facet jest -25 XD a nie +30 XD A mnie to zastanawia, co w nim takiego jest, że nie miał szczęścia do żadnej z kobiet. Chociaż, z własnego doświadczenia wiem, że wytrzymanie z duszą artystyczną jest tylko dla wybitnych.
Ciekawe stosunki ma z pracownikiem. Boże daj na przyszłość takiego pracodawcę! W ogóle ich stosunki to ja bym porównała do rodzeństwa, tudzież kuzynostwa, albo starych dobrych przyjaciół, a nie o takie o po prostu. Facet mu wchodzi do domu, gapi się jak ten się ubiera i obaj żartują. No, no! Z której by strony nie patrzeć, to genialne stosunki :D
Pozdrawiam :* Lecę dalej