Tekst

Czym jest teraz sztuka? Kim są artyści? Dlaczego potrzebujemy sztuki? I dlaczego artyści potrzebują... siebie?
Młoda dziewczyna z twórczym potencjałem w dość nieprzyjemnych okolicznościach spotyka doświadczonego życiem mężczyznę, którego dzieła są równie gorzkie i ciemne jak on sam. A życie staje się gorzkie i ciemne, gdy zajmujemy się równie paskudnymi sprawami. Czy dwie osoby z zupełnie innych światów odnajdą nić porozumienia? Czy pokazanie najgorszych stron swoich umysłów pomoże, czy tylko odstraszy?

Menu

poniedziałek, 22 maja 2017

Rozdział 12


Trzy dni później oboje siedzieli w opłaconym samolocie pierwszej klasy. Ola nie spodziewała się, że nawet nie będzie musiała specjalnie przekonywać rodziców do tego wyjazdu. Wyglądali na bardzo ucieszonych, że ich córka będzie pozować do znanego azjatyckiego magazynu. Początkowo patrzyli podejrzliwie na Lamberta, ale gdy ten pokazał im przesłaną umowę i nakłamał, że ma żonę, nie mieli już wątpliwości. Lambert stwierdził, że mają duże parcie na sławę i pieniądze, ale jednocześnie wyraził swoją aprobatę dla niej, że nie ma podobnego systemu wartości, a wręcz przeciwnie. Przy pracy z nim i Mironem, podobnie jak oni, posługiwała się pseudonimem, który nikomu nie mógł nic mówić. W dodatku nie brali pieniędzy za swoją pracę, chyba że ktoś zechciał być ich sponsorem i wspierać to, co robili, najczęściej przesyłając im różne sumy pieniędzy przez strony internetowe stworzone do takiego wspierania artystów. Wpływ patronów był zauważalny przy każdym kolejnym projekcie. Nadambitność Lamberta także przynosiła coraz to lepsze efekty.
W dniu wyjazdu mężczyzna wydawał się trochę nieswój. Ola to zauważyła – jego rady w odgadywaniu uczuć innych, których jej kiedyś udzielił, stały się do tego kluczem w wielu życiowych sytuacjach, także tego dnia. Czarnowłosy był mniej pewny siebie i swojej wartości, denerwował się, tarł sztywno ręce, jego typowe wygadanie zastąpiło lakoniczne odpowiadanie pół-zdaniami na zadane pytania, gdzie mógłby przecież wiele powiedzieć. Obserwowała go przez całe godziny lotu do Tokio. Taki widok należał nie tylko do dziwnych, ale i niepokojących. Każdy ruch, który nie wpasowywał się w kanon jego nietypowości, uznawała za podejrzany. Działo się jakby coś złego, niedobrego.
– Wszystko w porządku? – zapytała w końcu po upływie kilku godzin spędzonych na obserwowaniu jego zachowań.
Lambert spojrzał na nią podejrzliwie, trochę niepewnie.
– Tak, tak. Jestem tylko zdenerwowany.
To na pewno nie to, jednak już o więcej nie pytała. Wiedziała, że nie udzieli odpowiedzi, jeżeli będzie zbyt natrętnie o to wypytywać.
Ola zaczęła się denerwować dopiero, gdy wylądowali w centrum Tokio. Po chwili jednak uspokoił ją gwar wielkiej, przeludnionej metropolii. Na parkingu przed lotniskiem czekał na nich czarny, długi samochód – limuzyna obstawiona przez panów w czarnych garniturach, którzy wzięli ich bagaże i otworzyli im drzwi. Takiego widoku ich warszawskie oczy jeszcze nie widziały. Lambert był wręcz przyzwyczajony do wszelkich niewygód w czasie podróży. Po kilku minutach znaleźli się pod wielkim hotelem, gdzie także otwieranie drzwi i noszenie bagaży nie należało do ich problemów. Ich pokój był wielki, wysoko położony, z widokiem na dużą część Shibuyi.
Gdy Ola zajęła się bieganiem w kółko i ekscytowaniem się wszystkim, Lambert zatopił się we własnych, niespokojnych myślach. Wziął najbliższe krzesło i usiadł na nim przy oknie. Oparłszy się łokciem o parapet, podziwiał widoki za oknem i przez chwilę można by pomyśleć, że wcale nie cieszy się, że jest w tym miejscu, co wiele osób utożsamiałaby z sukcesem, a wewnętrznie coś go bardzo boli.  Rzecz w tym, czy jego troski miały związek bezpośrednio z Tokio? Wiązała się z nim jakaś nieprzyjemna historia? Tego już nie wiedziała.
Odrzuciła tę opcję, gdy Lambert zapytał:
— Idziemy zwiedzać?


Przyszła kolej na sesję zdjęciową. Ich praca na pierwszy dzień: sesja artystyczna, wbrew pierwszym pozorom nie mająca nic wspólnego z modą, jednak miał im z jakiegoś powodu towarzyszyć azjatycki projektant. Polegała na zestawieniu dwóch różnych kobiet na tle slumsów Tokio, gdzie mieli pójść w towarzystwie ochroniarzy po ukończeniu całych przygotowań. Lambert nie spodziewałby się nawet, że Tokio może mieć tak fatalne strony, a raczej odrzucał takie opcje zafascynowany wyglądem znanej dzielnicy miasta, ułożeniem Japończyków i ich dbałością o wspólne dobro, by nikt nikomu nie musiał się naprzykrzać. Robił to, co zawsze – dbał, by zdjęcia wyszły dokładnie takie, jakie powinny być, nie bał się, choć nigdy nie miał na głowie tak ważnego projektu. Więcej czasu niż na przygotowania spędził na obserwowaniu Oli, której daleko było do stoickiego spokoju. dopiero w towarzystwie miłych asystentek, makijażystek i innych osób, z profesji Lambertowi mniej znanych, zdołała się rozluźnić przy okazji przyjemnych rozmów.
Przy wyjściu spotkali wspomnianego wcześniej projektanta. Pochodził z Chin, ubrany był, jak na gust Lamberta, zdecydowanie zbyt krzykliwie, ale stwierdził, że tutaj, tak czy inaczej, to on jest tym gorzej ubranym i nie znającym się na modzie. Postanowił więc nie raczyć go niczym oprócz serdecznego przywitania. Cieszył się, że przynajmniej nikt nie patrzył krzywo na jego prostotę w wyglądzie i ubiorze, czego z początku się spodziewał.
– Wyglądasz jak mały aniołek! – wykrzyknął Chińczyk na widok Oli w białej, błyszczącej sukni. Dziewczyna na ten komplement tylko uśmiechnęła się niepewnie, spoglądając na Lamberta. Nie wiedziała jednak, kto ją uszył.
Istotnie, Ola wyglądała anielsko. Lambert po cichu się tym zachwycał, zerkając to na ekran włączonej już lustrzanki, to na nią. Wszystkie inne kobiety wokół były niczym przy niej. Kompletnie nie pasowała do klimatu slumsów jako mała istotka ubrana w piękną, białą suknię, ale w tych chwilach Lambert nie mógł przestać na nią patrzeć. Czuł też, że zdjęcia, które dziś zrobi, na długo zostaną w jego pamięci i często będzie do nich powracał.
Wszystko toczyło się, jak powinno. Modelkom niczego nie trzeba było powtarzać dwa razy, Ola idealnie odnalazła się w swojej roli przed kamerą, a Lambert robił jedne z lepszych i ciekawszych zdjęć w swoim życiu jak do tej pory. A teraz miał już tylko szersze perspektywy!
Z równowagi musiał wyprowadził go oczywiście projektant między jednym a drugim przyciśnięciem spustu migawki. Musiał przyjść, pochwalić modelki i niby chciał poprawić leżącą na Oli sukienkę, jednak było to zamierzone dotykanie jej, co nie uszło uwadze Lamberta, mimo że wyglądał na bardzo zajętego gmeraniem przy lustrzance. Ręce Chińczyka kierowały zupełnie nie tam, gdzie przyzwoitość pozwalała.
– Czy mógłby pan zająć się sobą? – warknął zdecydowanie zbyt donośnie i niesympatycznie. Projektant wzdrygnął się lekko, zdziwiony nagłym uniesieniem głosu, i oddalił się kilka kroków, podnosząc dłonie, jakby ktoś chciał do niego strzelać.
Lambert w ten sposób dał wyraz niemal zwierzęcym instynktom. Gwałtowność jednego wyraźnie dała znać drugiemu, że ona należy do tego pierwszego i nikt nie powinien się do niej zbliżać. Tak też faktycznie czuł to Lambert, jakby tutaj Ola należała do niego i miał za zadanie zapewnić jej bezpieczeństwo.
Sesję zakończyły gromkie brawa skierowane w stronę Lamberta i obu modelek. Wszyscy byli zadowoleni z kilku godzin pracy, którą tego dnia wykonali. Teraz mieli dwa dni na zwiedzenie Tokio i robienie innych zdjęć okolicy. chcieli poszukać ciekawych miejsc, niekoniecznie najpopularniejszych zakątków. Na tym upłynął im drugi dzień.


Trzeciego dnia Lambert obudził się w pustym pokoju. Wszystkie rzeczy Oli leżały na swoim miejscu łącznie z piękną, biała sukienką, którą oczywiście zatrzymała. Niby wszystko w odpowiednim porządku, ale jakby pozamieniane. Poczuł, że coś jest kompletnie na opak.
Oli nie było nigdzie w mieszkaniu. Pomyślał, że może wyszła na chwilę, ale mijały minuty, godzina, dwie, a jej ani widu, ani słychu, żadnej wiadomości. Telefon zostawiła, więc nie zamierzała daleko ani na długo wychodzić. Przecież zawsze miała go przy sobie! Mógłby zadzwonić do niej o czwartej w nocy w weekend i z pewnością by odebrała. Wybiegł z hotelu i zaczął jej szukać z sercem próbującym się wyrwać z piersi. Przemieszczał się ulicami, które zwiedzali poprzedniego dnia, pytał ludzi. Wyglądała przecież tak charakterystycznie, zwłaszcza wśród Japończyków, ale mimo to nikt jej nie widział. Wieczorem wrócił do hotelu, zajrzał do pokoju, a jej dalej nigdzie nie zobaczył. Zrezygnowany, zmęczony i głodny poszedł do recepcji i zgłosił zaginięcie. Nie mógł z tym zwlekać już dłużej, a myślał o tym już od rana.
To jego ostatnia nadzieja. Wrócił do pokoju i postanowił zdać się na kompetencje tokijskiej policji. Sam, mimo że nie jadł nic od doby, nie mógł wcisnąć w siebie ani kęsa. Żołądek skręcał mu się boleśnie, ale niespokojne myśli zatrzymały go w pokoju. Wziął zimny prysznic i, nie dbając nawet o to, aby się ubrać, rzucił się na łóżko. Zakrył twarz dłońmi i ostatkiem sił powstrzymał napływające do oczu łzy. Nie wiedział już nawet, o czym myśleć. Przerobił już w głowie każdy mniej lub bardziej realistyczny scenariusz. Ola mogła mieć znowu tego fatalnego pecha, że ktoś ją pobije, skrzywdzi. W Polsce znano ją jako córkę biznesmenów, milionerów, w Japonii poznawano jako egzotyczną, młodziutką modelkę. Mogła okazać się łatwym łupem.
Ta dziewczyna była niesamowita. Chyba nikt nigdy nie wzbudził w nim tak silnych, gwałtownych emocji. Nigdy o nikogo się tak nie bał jak o nią teraz. Nikt nie wywoływał u niego łez bezradności. Czuł się jakby coś w jego życiu nagle gwałtownie zmieniło kierunek, przyprawiając o zawrót głowy.
Żeby nie wracać do tego, co mogło jej się przydarzyć, ciągle przywoływał ich ostatnią rozmowę z poprzedniego dnia.


– Tyle mnie nauczyłeś, Lambert – mówiła – tyle o swoim rozumienia świata, sztuki. A ja dalej nie umiem odpowiedzieć na najprostsze pytania. Czym jest sztuka, Lambert?
– Sam tego nie wiem. Dla każdego czymś innym, dla każdego ma inne znaczenie. Dla mnie jest odskocznią od codziennych zajęć, nawet od samego siebie. Jest pięknem, zagadką, tym, co najważniejsze i bez czego człowiek nie może żyć... Tak źle jest być twórcą. Nie można się terapeutyzować sztuką, wbrew pozorom, to tak nie działa. To droga ku szaleństwu. Czasami czuję się winny, że wciągnąłem we własne szaleństwo ciebie i Mirona. Oboje byliście czystymi ludźmi bez trosk. Czasami żałuję. Chyba sztukę powinno się robić tylko samemu, zniszczyć sobie życie w samotności. Tak, tak powinno być.
– Nikt nie dał mi tak wiele jak ty, Lambert.
– I to mnie boli. Powinnaś natrafić na lepszych, bardziej wartościowych ludzi w swoim życiu. Takich, którzy nie będą cię krzywdzić...

2 komentarze:

  1. Emocjonujący rozdział!
    Jestem na 90% pewna, że to ten projektant ją, albo porwał, albo... w tej chwili tylko porwanie wydaje mi się sensowne z jego strony.
    Fajnie, że sesja poszła dobrze.
    A Lambertowi widocznie bardzo zależy na Oli i nie chodzi jedynie o to, że jak się ona nie znajdzie to Miron i jej rodzice rozszarpią go jak to miał ochotę zrobić z projektantem (czułam, że chciał).
    Sądzę też, że ich ostatnia rozmowa miała być jakąś wskazówką, co do zniknięcia Oli, ale nic nie przychodzi mi do głowy...
    Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Przyszło mi na myśl nawet, że poszła jedynie szukać inspiracji, albo odnaleźć sztukę w samotności i się zgubiła, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
    Rozdział był cudny i jak zawsze bardzo podobały mi się opisy emocji :3
    Kompletnie nie mam pojęcia, co ja mam napisać i jak skomentować. Wybacz. Mam dziś mega wenę, ale na pisanie rozdziału XD
    Czekam na następny :3

    Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
    cieniste-senne-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Liczę, że Ola po prostu wyszła gdzieś sama podziwiać widoki. Nie chcę aby jej się coś stało. Lambert też tak czuje. A skoro Lambertowi zależy na dziewczynie równie mocno jak Mironowi to prowadzi do męskiej rywalizacji. Będą kłopoty.

    OdpowiedzUsuń

Aveline Gross (Land Of Grafic)